niedziela, 8 listopada 2020

Od Shōyō CD Taiki

 Było mi powiedziane, że moja mama przyjedzie dopiero wieczorem, więc wracałem do domu z przekonaniem, że będę miał jeszcze kilka godzin na psychiczne przygotowanie się do rozmowy, obmyślenie jakiejś taktyki. Dlatego wielkim zaskoczeniem był dla mnie moment, w którym wszedłem do domu i na wejściu przywitała mnie Natsu. Znaczy, to nie było dla mnie zaskoczeniem, zawsze witała mnie, kiedy powracałem do domu, już pewnie z odległości wyczuwała mój zapach. Bardziej, co mnie zaskoczyło, to słowa, które cicho wyszeptała do mojego ucha, kiedy wziąłem ją na ręce. 
- Ciocia powiedziała mamie o Taikim. 
Zamarłem na moment, czując jak puls niebezpiecznie przyspiesza. Więc mama już jest? I wie wszystko od cioci? Co jej powiedziała? Poczułem, jak żołądek ściska mi się ze stresu. Teraz już się nie dowiem niczego, zostanę zamknięty w domu już na dobre i już nigdy więcej nie zobaczę Taiki’ego. 
- I kiedy mama wróciła?– wyszeptałem, patrząc na moją malutką siostrzyczkę z uwagą. – I co dokładnie ciocia powiedziała mamie?
- Niedawno, jeszcze rozmawiają z w kuchni i kazały mi wyjść, ale byłam ciekawa i byłam przy drzwiach. Ciocia dosłownie powiedziała, że „spotyka się z młodym Yamamoto”. To jest właśnie Taiki, tak? Bo nie mówiłeś mi, że poznałeś jeszcze kogoś – wyburczała cichutko, uroczo pusząc policzki na myśl, że mógłbym jej o czymś nie powiedzieć. 
- Tak, to Taiki, dziękuję, że mi powiedziałaś – cmoknąłem ją lekko w czoło i postawiłem ją na ziemi. Skąd ona znała jego nazwisko, skoro nawet ja go nie znałem. 
Niepewnie podążyłem w stronę kuchni, czując jak serce mocno tłucze mi w piersi. Zapukałem, a po cichym proszę wszedłem do środka. W chwili, w której zobaczyłem moja mamę zdałem sobie sprawę, jak dawno jej nie widziałem… ile to minęło, kiedy ostatni raz była w domu? Pół roku. Chyba nawet ponad, wyruszyła na dwór kilka dni przed moimi szesnastymi urodzinami, za co bardzo mnie przepraszała, tłumacząc się ważnymi sprawami. Oczywiście, że jej wtedy to przebaczyłem, przecież nie zrobiła nic złego, w końcu moje urodziny co rok wyglądają tak samo. I ja wyglądam tak samo, jedynie troszeczkę rosnę i tyle. Nie ma w tym dniu nic wyjątkowego, to po prostu dzień jak co dzień. 
Mimo tego, że tak rzadko ją widywałem tak bardzo się za nią stęskniłem. Najchętniej przytuliłbym się do niej i powiedział to głośno, jak to zwykle robię, ale nie wydawało mi się, aby w tym konkretnym momencie było to dobrym pomysłem. Zaraz zacznie na mnie krzyczeć, albo… nie wiem, tak właściwie, moja mama nigdy na mnie nie krzyczała, albo karciła, wydawała się mną mało interesować. I chyba to stresowało mnie najbardziej, nie wiedziałem, jak zareaguje.
- Shōyō, cieszę się, że jesteś… jak ty strasznie schudłeś! – usłyszałem jej łagodny i przerażony głos. Nim się zorientowałem, mama znalazła się przy mnie, po czym delikatnie chwyciła mój podbródek i uniosła go, by móc sobie mnie obejrzeć dokładniej. – Jesz coś w ogóle? 
- Jem normalne posiłki – odezwałem się niepewnie tylko czekając, jak coś wspomni o Taikim. 
- Nie powiedziałabym tego, patrząc na twoją budowę ciała, spróbuj jeść odrobinkę więcej. Masz tego dopilnować – to drugie zdanie powiedziała, patrząc na stojącą obok ciocię, która kiwnęła głową na jej słowa. – Chciałabym dzisiaj z tobą porozmawiać. Wieczorem, niedawno wróciłam i chciałabym najpierw odpocząć. Kolację zjemy razem, u mnie w gabinecie – i znów zwróciła się w stronę kobieta, i ta znów pokiwała głową.

***

Tak jak było mi powiedziane, odwiedziłem mamę, w jej gabinecie wieczorem. Na jej biurku stała już kolacja dla chyba trzech osób, a przecież była nas tylko dwójka. Nie odezwałem się na ten temat. Posłusznie zająłem wskazane dla mnie miejsce mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Moja mama również musiała to usłyszeć, bo uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Spokojnie, przecież nie będę na ciebie krzyczeć. Wiesz, dlaczego chcę z tobą porozmawiać? – dopytała, kiedy troszeczkę się uspokoiłem. 
- Za to, że upuszczam dom – powiedziałem cicho, wpatrując się w podłogę. 
- Nie o to, o tym wiem od dłuższego czasu. I nie jestem zła, zdawałam sobie sprawę od samego początku, że zamknięcie cię w domu nie było możliwe, od małego byłeś strasznie ciekawski – mówiła to z pewnym rozmarzeniem, ale i również smutkiem. Mimo cisnących się na moje usta pytań milczałem, nie chcąc jej przerywać i czekając na odpowiedni moment. – Chodzi o twojego nowego znajomego. Nie możesz się z nim przyjaźnić, jest dla ciebie zbyt niebezpieczny. 
- Nie jest niebezpieczny, jest dla mnie miły i bardzo go lubię. Nie rozumem, dlaczego nie mogę się z im przyjaźnić – wyburczałem, na moment zapominając o swoim celu. 
- Ponieważ może zrobić ci krzywdę. Z zemsty. 
Później mama opowiedziała mi wszystko. O tym, że kilkanaście lat temu rodzina moja miała sojusz z rodziną Taiki’ego, ale został on zerwany przez to, że rodzice chłopaka ukrywali swoje bliskie relacje z ludźmi. I o tym, jak pomimo tego wszystkiego jego rodzice zaproponowali pomoc mojej mamie; dzięki nim uciekłaby wraz ze mną od taty, który był „momentami bardzo porywczy”. Ale tata się o tym dowiedział, i wydał rodziców Taiki’ego ludziom. Prawdopodobnie miał również związek ze zniknięciem jego brata, ale moja mama nie miała na to żadnych dowodów. Nim wyszedłem z pokoju poprosiła, abym zerwał tę znajomość ze względu na bezpieczeństwo swoje, oraz Taiki’ego. Czułem jednak, że gdy chłopak się tego dowie, sam się ode mnie odwróci. Sama myśl o tym powodowała, że do kącików oczu zbierały się łzy, ale nie mogłem tak łatwo się załamać. Jeszcze nie. 
Podziękowałem mamie za szczerość, obiecałem, że będę więcej jeść, i powiedziałem ciche „dobranoc” na odchodne. Kiedy tylko znalazłem się w swoim pokoju, od razu zasiadłem do biurka i zacząłem pisać krótką notkę do chłopaka. Nie mogłem teraz tak po prostu pójść do jego domu, jego ciocia wyraziła się dość jasno, a ja naprawdę nie chciałem jej denerwować. Już pewnie i tak jest zestresowana, nie chciałbym dokładać jej zmartwień. W krótkim liściku napisałem, że wiem już wszystko i poprosiłem go o spotkanie w jak najszybszym czasie oraz odpowiedź. 
- Piękna, potrzebuję twojej pomocy – odezwałem się do Vivi, która drzemała na moim łóżku. Na moje słowa gwałtownie się podniosła, zeskoczyła z materaca i podbiegła do mnie, wesoło merdając ogonkiem. – Zaniesiesz to Taiki’emu, poczekasz na odpowiedź i wrócisz do mnie. Zgadzasz się na to? – dwukrotnie pacnęła ogonem o podłogę, co oznaczało tak. – Dziękuję ci bardzo, postaram się skombinować jakąś nagrodę dla ciebie. A teraz, podaj łapę. Nie chcę ci tego przywiązywać do szyi – dodałem, a lisica posłusznie wypełniła moje polecenie. Po tym wypuściłem ją na zewnątrz, a następnie usiadłem na łóżku, czekając na jej powrót i stresując się spotkaniem z Taikim, które dopiero miało nadejść. Byłem przekonany, że po tym, co usłyszy, znienawidzi mnie, w końcu to wszystko moja wina. Gdyby nie brak mojego ogona, tata nie traktowałby tak strasznie mojej mamy. A gdyby nie to, nikt nie musiałaby szukać pomocy u rodziców Taiki’ego. I wtedy ci nadal by żyli. Mimo tego strachu, chciałem powiedzieć mu prawdę. Zasługiwał na nią, no i jeszcze przecież obiecałem mu pomóc, nieładnie byłoby z mojej strony, gdybym zachował wszystko dla siebie, nawet jeśli to jest niekorzystne dla mnie.

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz