środa, 27 marca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo zwracałem uwagę na otoczenie wokół mnie, po prostu skupiając się na tym, by dobrze zająć się dziećmi oraz dobrze posprzątać. Może jak będę ignorował Makoto, to i on mnie będzie ignorował? Oj, chciałbym, żeby tak było. Albo gdyby tak po prostu jakoś dało się ich odróżnić. Teraz mój mąż ubrany był już tak do wyjścia, no a Makoto dalej był w piżamie Mikleo, przez co wyglądał jak Mikleo i gdybym tej różnicy nie znał, i na przykład teraz przyszedł z pracy, no to bym ich nie rozróżnił. Chociaż, przy moim mężu ten jego brat się przy nim zachowuje, więc na pewno przyznałby się, że on to on. 
- Już możemy iść – usłyszałem za sobą głos mojego męża, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zadowolony, że w końcu możemy wyjść, wytarłem ręce i odwróciłem się w stronę Mikleo. Chyba Mikleo. On miał na sobie wcześniej tę koszulę? W sumie, coś takiego niebieskiego miał na sobie, nie wiem, nie przyjrzałem się. I ten tu osobnik także miał niebieską koszulę. I ta koszula na pewno należała do mojego męża, to doskonale pamiętałem. Ale co miał na sobie rano, nie byłem w stanie stwierdzić. 
- Miki? – spytałem, tak dla czystej pewności, chociaż to nawet mi nie da pewności. Na chwilę spuściłem ich z wzroku i już nie wiem, kto przede mną stoi. 
- No a kto inny, głuptasku? Makoto jest w łazience na górze, ogarnia się właśnie – wyjaśnił, a ja uznałem to za logiczne. No bo brzmiało logicznie. Był w piżamie, musiał się ogarnąć, a że Miki ogarnięty, to już możemy wyjść. Chociaż te włosy... trochę bym mu je poprawił. – Idziemy? Nie chcę, by dzieci się spóźniły. 
- Idziemy, idziemy. Szkoda, że nie przyszedłeś trochę wcześniej, jeszcze bym cię uczesał. Dzieciaki, zbierajcie się – odezwałem się, biorąc ich plecaki na plecy. Mój panie, jakie one ciężkie były. I mówię to jako osoba, która pracuje fizycznie i co noc przenosi ciężary. Nie podobało mi się to. Przecież one były takie malutkie, drobniutkie, wątłe... nie powinny nosić takich ciężkich plecaków. 
Podczas drogi do szkoły zauważyłem, że coś jest nie tak, bo Miki nie znał za bardzo drogi do szkoły. Mi się jeszcze czasem troszkę myliło, i zazwyczaj korygował mnie Miki. A dzisiaj robiły to dzieci. Wtedy miałem pewność, że to nie jest mój Miki, ale jeszcze nie zareagowałem, bo nie chciałem przestraszyć dzieci. One, podobnie jak ja, takie trochę niepewne były, i chyba też były takie trochę zdezorientowane. Ja jeszcze dodatkowo byłem przerażony tym, że Makoto był taki bez skrupułów. I nie za bardzo wiedziałem, czego on chce. 
- Czemu mnie okłamałeś? – spytałem, kiedy wyruszyliśmy w drogę powrotną. 
- W sensie? – spytał, chcąc chwycić moją dłoń, ale mu na to nie pozwoliłem. 
- Nie jesteś Mikim. Trochę późno się zorientowałem, ale teraz jestem pewien – odparłem, odsuwając się od niego. 
- Ale mogę nim być. Specjalnie dla ciebie. Gwarantuję ci nawet, że mogę być lepszy od niego – zaproponował, a mi się to absolutnie nie podobało. 
- Nie jestem zainteresowany taką propozycją, interesuje mnie tylko mój mąż, którym ty nie jesteś – powiedziałem, mając nadzieję, że mnie zrozumiał i już więcej nie będzie robił takich dziwnych akcji. I że Miki się na mnie nie obrazi. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz