poniedziałek, 25 marca 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey oczywiście zaczął sprzątać, kuchnie nie pozwalając mi tego robić a dlaczego? Przecież zgodziłem się już na przebywanie w domu, przez te kilka dni nie mówiłem, że będę odpoczywać, a jednak jak zawsze zostaje inaczej odebrany, przecież zmęczony nie byłem, bo i czym miałbym być? Fakt kochaliśmy się dość sporo, ale to było w piątek, dziś jest niedziela, a ja zdążyłem już wypocząć, a więc nie uważam, abym musiał. Odpoczywał, to nie ja idę do pracy dnia dzisiejszego tylko on sam, a więc powinien odpoczywać, a nie udawać, że da sobie z tym wszystkim radę.
Chcąc go odciążyć, zabrałem dzieci, którym musiały się umyć i ubrać, a następnie przed zabawą poprosiłem ich o zrobienie lekcji, w których im pomogłem. Wiedząc, że same sobie z tym nie poradzą, nasze maluchy są bardzo mądre i tego nie mogłem im odebrać, jednak widząc te zadania, wiem, że mogąc sobie z tym nie poradzić, gdy ja sam muszę zastanowić się nad tym, jak im w tym pomóc.
- Co robicie? - Sorey po opuszczeniu kuchni przyszedł do nas, siadając obok na kanapie.
- Zadanie domowe - Odpowiedziałem, pokazując mi jedno z zadań domowych, które lekko go przeraziły.
- Czy oni zwariowali? Przecież to pierwsza klasa kogo oni chcąc z nich zrobić? - Burknął, niezadowolony oddając mi książkę, w której było naprawdę głupie zadanie.
- No cóż - Nie było sensu skomentować tego bardziej, pomagając w zadaniach, po których dzieci mogły spakować się do szkoły i rozpocząć zabawę z tatą, któremu nie chciały dać spokoju, świetnie się z nim bawiąc.
Dzisiejszy dzień był naprawdę bardzo spokojny, zabawa, obiad, odpoczynek i znów zabawa, która miała na celu wymęczyć nasze dzieci, które faktycznie wieczorem padły nie mając już siły na zabawę, trafiając tylko do łóżka, gdzie mogły spokojnie pójść spać.
Mając trochę czasu dla siebie, mogliśmy porozmawiać, spędzając trochę czasu dla siebie, niby nic wielkiego, ale zawsze to jakoś czas sam na sam.
- Muszę już iść do pracy - Usłyszałem wtulony w ciało męża.
- To już? No dobrze - Zerknąłem na zegarek, cicho przy tym wzdychając, musząc wstać z kolan męża.
- Nie martw się owieczko, wrócę do ciebie rano i wiesz, postaram się zrobić to, jak najszybciej się tylko da obiecuję - Chwycił moją dłoń, którą ucałował, wywołując łagodny uśmiech na moich ustach.
- W porządku, bezpiecznej pracy - Cmoknął go w usta, odprowadzając go do drzwi, gdzie założył na nogi buty i kurtkę mogąc już wyjść.
- Do zobaczenia - Pożegnał się ze mną, opuszczając nasz dom, który zamknąłem, aby nikt się tu nie dostał, mogąc pójść spokojnie zażyć zimnej kąpiel i położyć się do łóżka, gdzie znów brakowało mi męża, do którego nie mogłem się w tej chwili przytulić, mam nadzieję, że te dwa tygodnie przeminą mi znacznie szybciej, niż podejrzewam, wtulając się w jego poduszkę, która tak pięknie pachniała moim mężem, przynajmniej ona mi może o nim przypomnieć, potrzebowałem jego zapachu i bliskiego, której nie mogłem jeszcze mieć. Może to wolne nie będzie takim złym pomysłem, w końcu będę miał kilka godzin, aby spać wraz z nim w łóżku.
Ziewnąłem cicho zasypiając, chociaż nie do końca tak twardo, jak potrafiłem spać przy moim mężu..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz