niedziela, 17 marca 2024

Od Mikleo CD Sorey

 Jego słowa mnie trochę rozbawiły, co jak co ale to trzeba było mu przyznać, potrafił wynegocjować to, co chciał czy to u dzieci, czy to u mnie samego, był w tym dobry, a ja nie mogłem mu tego odebrać.
- To muszę ci przyznać, jesteś najlepszym negocjatorem, jakiego byłem w stanie poznać, tylko nie jestem pewien czy dzieci na pewno będą chciały zobaczyć kucyka. Kochają zwierzęta, ale za tobą na pewno są bardziej stęsknione - Wyznałem, rozbawiony całując go w policzek, wracając do przygotowania posiłku dla naszych słodkich, chociaż czasem nadwyraz męczących dzieci.
- A za tobą nie? Dzieci potrzebują bardziej mamy niż taty - Stwierdził, oczywiście jak zawsze stawiając na swoim, on musi, po prostu musi.
- To ty tak uważasz, dzieci potrzebują obojga rodziców a, że mamy mają już pod dostatkiem no to teraz pora na tatę - Wytłumaczyłem, mając nadzieję, że to zrozumie i w końcu to zaakceptuje, dzieci kochają nas obu tak samo mocno i czy tego chcę, czy nie to się nie zmieni, niech więc korzysta, bo już niebawem może być tylko gorzej, dzieci dorastają, a to może oznacza, że nie będą chciały spędzać z nami tyle czasu, ile jest teraz to dosyć logiczne.
- No dobrze już dobrze, nie poruszajmy tego, w tej chwili to nie jest aż tak istotne, są inne sprawy... Na przykład.. - Musiał przerywać.
- Tato, choć już!! - Hana nie chciała odpuścić, nie mogąc doczekać się tatusia.
- Wolałem, jak zwracały uwagę na ciebie - Westchnął ciężko, opuszczając kuchnie wraz z kubkiem kawy, którą trzymał w dłoni, najprawdopodobniej chcąc ją wypić, z resztą dla niego kawa zawsze była bardzo ważna, bez niej po prostu nie umiał rozpocząć nowego dnia.
Dzieci męczyły tatę, gdy ja spokojnie kończyłem śniadanie, po którym będę mógł się umyć i przebrać w czyste ubrania no i najważniejsze poczekać włosy, bo to jak teraz wygląda, nie jest zbyt ekscytujące.
- Śniadanie gotowe - Zawołałem, stawiając kubki z herbatą na stole, opuszczając kuchnie, mając czas dla siebie, Sorey już dzieci dopilnuje, a ja w tym czasie zajmę się sobą samym.
Zadowolony poczułem się znacznie lepiej, gdy byłem przebrany, umyty a moje włosy znów były ładnie upięte.
Wróciłem do bliskich, którzy zdążyli już zjeść śniadanie, bawiąc się z tatą, który ewidentnie miał już tego dość, biedny dzieci naprawdę dają mu w kość.
Rozbawiony patrzyłem na to, co się dzieje, zastanawiając się, jak długo będzie w stanie to znieść, nim będzie starał się wykręcić, jestem pewien, że prędzej czy później taki moment nadejdzie, a wtedy przekaże tę pałeczkę mnie, chociaż może już teraz mu pomogę, posprzątać mogę później a w tej chwili, gdy jest ku temu okazja, pobawię się z dziećmi.
Widząc błagalne spojrzenie Sorey, przełamałem się, podchodząc do dzieci, dając im atencję i zabawę, którą potrzebowały, dzięki czemu tata mógł trochę odetchnąć, tym bardziej przed pracą, która jeszcze go dziś czeka.
- Nie chcesz może sobie odpocząć jeszcze przed pracą? - Zadałem proste pytanie, wstając z podłogi, musząc coś ugotować dzieciom, śniadanie było już dawno zjedzone, a więc pora zrobić im coś na obiad, aby biedni nie było głodni, bo tego robić bym im nie chciał.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz