środa, 20 marca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Zajęty dużą ilością pracy, zrobiłem sobie krótką przerwę na kilka minut, chcąc zobaczyć dzieci, które były bezpieczne z ciocią, którą uwielbiały.
Nie chcąc im przeszkadzać w zabawie, wróciłem do pracy, rozmawiając z ludźmi na wysokim poziomie, podpisując dokumenty które podpisać musiałem, w imieniu królowej nadrabiając to, co wczoraj zostało przeze mnie porzucone, a wszystko dlatego, że nie przyszedłem do pracy.
Pod koniec mojej zmiany rozmawiałem z królową na temat dokumentów które jeszcze nie zostały podpisane, a których nie chciałbym, aby podpisała, moim zdaniem ten pakt nie miałby najmniejszego sensu, bo tylko i wyłącznie królowa na tym straci, co prawda w samych dokumentach jest napisane, że dużo zyska, jednak patrząc na to trzeźwym okiem, wcale tak nie będzie.
- Witaj Sorey - Alisha zwróciła moją uwagę na męże który zjawił się w gabinecie, przerywając na chwilę naszą pracę.
- Witaj Alisho, dzień dobry owieczko - Mężczyzna zwrócił się do kobiety, a następnie do mnie, podchodząc bliżej mnie, aby ucałować jego policzek.
- Sorey? A co ty tu robisz? - Zapytałem zaskoczony, unosząc jedną brew ku górze, naprawdę nie rozumiejąc, dlaczego się tu znalazł, przecież miał czekać na mnie w domu, czyż nie?
- Nie było cię w domu, chociaż powinieneś już w nim być - Stwierdził, uśmiechając mnie w tym drobnym fakcie, ja naprawdę straciłem poczucie czasu, zajmując się wszystkim tym, czym zająć się musiałem, no i faktycznie chyba troszeczkę za bardzo odpłynąłem.
- O naprawdę? Już jest aż tak późno? - Zaskoczony zerknąłem na zegarek który uświadamiał mnie, że faktycznie to już najwyższa pora wrócić do domu, do męża.
- Wracaj już do domu Mikleo, ja zajmę się tą ostatnią sprawą, już sama, a ty korzystaj z czasu z mężem, póki dzieci są tu w zamku - Gdy to powiedziała, mrugnęła do nas, doskonale wiedząc, dlaczego daliśmy dzieci pod opiekę cioci, no cóż, jesteśmy dorośli, a więc to logiczne, że czasem trzeba dać komuś dzieci, aby skorzystać z chwili intymnej.
Nie mając nic przeciwko, kiwnąłem głową, żegnając się z kobietą, aby już po chwili wrócić z mężem do domu, gdzie mogliśmy spędzić czas sam na sam.
Powrót do domu nie zajął nam naprawdę zbyt wiele czasu.
- Jakieś prośby? Wymagania? Chęci? - Zapytał od razu Sorey, chwytając mnie w biodrach, przyciągając blisko siebie, chcąc chyba od razu przejść do działania, bawiąc mnie przy tym, jak nikt inny.
- Spokojnie, spokojnie nie musimy tak od razu - Wyszeptałem, kładąc dłonie na jego ramiona które mocniej uścisnąłem, wywołując u niego nagły ból. - Oj czyżby bolały cię ramiona? - Od razu zwróciłem na to uwagę, podejrzewając, że to od tego dźwigania, bo od czego by też innego? Raczej nigdzie poza pracą się nie przeciąża, no, chyba że ja o czymś nie wiem.
- Trochę tak, ale to nic, są ważniejsze, żeby od moich ramion i pleców - Wyznał, w tym samym momencie popychając mnie na ścianę, nie zbyt delikatnie co zawsze mi się podobało, sam nie wiem, dlaczego, ale lubię, gdy jest dla mnie ostry w łóżku, przynosi mi to jeszcze większą satysfakcję.
- Hej to też jest ważne, co ty na to, abym cię porządnie wykasował? Nie chciałbym, aby twój ból nam w czymś przeszkadzał - Wyszeptałem, podgryzając jego dolną wargę.

< Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz