Mikleo miał rację, było to męczące, nawet bardzo męczące, i raczej nie wiem, czy nadaję się jednak do takiej opieki ciągłej nad nimi. Kiedyś bardzo chciałem zrobić tak, by Miki pracował, a ja zajmował się dziećmi, no ale wyszło jak wyszło i mój Miki stał się mamą na pełen etat. I szczerze? To chyba nawet na dobre wyszło. On ma dar do opiekowania się dziećmi, dzieci go uwielbiają, on wie, jakie są te złote środki, na co im pozwolić, na co nie, jak się zachować... jak nasze dzieciaczki były malutkie, że można było je na raz na ręce wziąć, to znacznie łatwiej było. A teraz? Jak były starsze, były trudniejsze do ogarnięcia. I będzie z nimi chyba jeszcze gorzej. W końcu dojrzewanie, dorastanie, i te sprawy... przecież ja sam nawet tak do końca dorosłem, więc jak ja mam dzieciom przewodzić? Na ich szczęcie mają mądrą mamę, która może być ich wzorem. Nawet powinna. Przecież mój Miki jest najcudowniejszy na świecie, i gdyby więcej osób było takich jak on, świat byłby dużo lepszy. I chodzi mi tylko o sam charakter.
- Czy tak jako bardzo mnie kochają, to ja nie wiem... na pewno bardziej kochają mamę. A mnie ostatnio trochę za mało mają, więc wykorzystają, aż nie będą mieć mnie za dużo i będą mnie dosyć miały, i wrócę znów do ciebie – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego łagodnie. Trochę jestem przyzwyczajony do tej swojej ojcowskiej roli. – Może to nastąpić szybciej, jak dzieci dostrzegą, że nie umiem w zadania, bo za głupi jestem.
- Nie jesteś głupi, po prostu... zadania szkolne to takie pewne schematy, których ty nie znasz, a ja znam, bo pamiętam to z czasów Misaki i Merlina – odpowiedział łagodnie, dalej przytulony do mojego ciała, co akurat miłe było. I to co powiedział, i to, co robi... zaraz będę się musiał zbierać do pracy w sumie. Nie mam na to ochoty. Ale jest to ostatni dzień w tym tygodniu, więc jakoś sobie radę dam.
- Bardzo subtelny sposób na przekazanie mi, że się nie nadaję do nauki dzieci – odpowiedziałem, uśmiechając się głupkowato.
- Na pewno jesteś w jakiejś dziedzinie dobry. Z historii zawsze ci świetnie szło – i znów próbował znaleźć we mnie kolejny plus. Naprawdę, jakby więcej było takich ludzi na świecie, jak on, no to przecież byłby raj na ziemi.
- No właśnie, szło. A teraz nie pamiętam nic, więc może mi nie pójść – odparłem, ciężko wzdychając. Dostrzegłem także, że dzieci już skończyły jeść i przyszły do nas dokończyć pracę domową. I chyba na tym skończę, bo nie będę w stanie je położyć spać, już wkrótce muszę wychodzić. Dzisiaj wszyscy wstaliśmy później i jakaś taka straszna obsuwa w czasie jest. – I jak tam, zdecydowaliście, kiedy chcecie iść do cioci?
- Sorey, jeszcze jej się nie pytałem, czy będzie chciała wziąć dzieci – wyszeptał mi cicho Miki. Nie przejąłem się tym. Lailah nam kiedyś mówiła, że zawsze chętnie się nimi zajmie, bo uwielbia nasze maluchy.
- Chyba chcemy pójść jutro i wrócić w sobotę – odezwała się Hana, a Haru pokiwał głową. Więc faktycznie to przegadali i się dogadali.
- Co myślisz o tym, mamo? – zapytałem Mikleo, zerkając na niego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz