Ja jestem okrutny? Gdyby się tak nie ociągał, nie musiałbym być okrutny. Zresztą, i tak jestem dla niego bardzo miły. Według moich planów już od jakichś piętnastu minut powinniśmy być w drodze. A im szybciej wyruszymy, tym szybciej będziemy na miejscu. Nie tego chce? Bo ja jednak wolałbym już być na swoim, w miejscu, którym dobrze znałem. Ale czy tęskniłem? Nie do końca mam pojęcie. Miejsce to kojarzyło mi się z dzieciństwem, i to z jego taką dobrą częścią, kiedy zamiast ciągłej nauki miałem także czas na zabawę, albo raczej na głównie zabawę. Kiedy trafiłem pod opiekę babki, to się skończyło. Co prawda, umysł dziecka był bardziej plastyczny, więcej przyswajał, i wydaje mi się, że to dzięki temu jestem teraz taki wszechstronny. Mimo wszystko chciałbym wtedy mieć czas na jakieś takie dziecięce głupotki i żałobę.
- Nie jestem okrutny. Gdybym był okrutny, zrzuciłbym cię z łóżka jakieś półgodziny temu, i to w najlepszym wypadku – powiedziałem spokojnie czekając, jak Haru się ogarnie. Ja byłem gotowy do wyruszenia w dalszą podróż. Wykąpałem się, ubrałem, a nawet przyniosłem śniadanie, które już zjadłem. Mam nadzieję, że posiłek dalej jest ciepły, by Haru mógł sobie zjeść smacznie, no a jak nie jest... to trudno, ja go budziłem nie raz, nie dwa, i nawet nie trzy. Jeszcze się zdąży wyspać. Nie mam pojęcia, jak długo będziemy siedzieć w tej drugiej rezydencji, ale wydaje mi się, że raczej trochę sobie tam posiedzimy. By zebrać myśli, jaki to kiedyś powiedział.
- A w najgorszym? – spytał zaspany, przecierając oczy.
- W najgorszym bym to zrobił czterdzieści pięć minut temu. Bardzo proszę, streszczaj się, chciałbym już wyruszyć – poprosiłem, wyciągając z plecaka mapę. Będę musiał w końcu mu pokazać gdzie idziemy. Że też się wcześniej tym nie zainteresował. Ja się interesuje, gdzie mnie prowadzi, lubię wiedzieć, gdzie jestem, a on raczej w ogóle się tym nie interesował. Pochlebia mi to, że mi ufa, no ale tak dla siebie mógłby dopytywać.
Haru ogarnął się dosyć szybko, ale dzisiaj już nie miał tej ładnej fryzury. Troszkę szkoda. Wyglądał naprawdę elegancko i przystojnie. Trochę było mi szkoda, że nie mogę dalej się mu przyglądać. Mam nadzieję jednak, że mimo wszystko będzie częściej starał się w ten sposób zaczesywać włosy. Niby nic takiego, ale ja jestem pod wrażeniem.
- Spójrz – poprosiłem podchodząc do niego, kiedy usiadł do stołu i zaczął jeść. Położyłem na stole mapę, na którą zerknął z zaciekawieniem. – Jesteśmy tutaj, w tym mieście. A musimy dostać się tutaj. Jak widzisz, podróżujemy równiną, tak więc wątpię, że znajdziemy jakąś jaskinię do przenocowania. A nawet jakbyśmy jakimś cudem jednak coś znaleźli obawiam się, że mogłaby mieć lokatora, a ja nie chciałbym walczyć z niedźwiedziem – powiedziałem, wskazując palcem na mapie naszą trasę.
- A więc czeka nas noc pod gwiazdami – odpowiedział spokojnie, jedząc swój posiłek.
- Kazałem służbie spakować namiot, tak więc nie tak od razu pod gwiazdami, ale pewnie i tak zmarznę jak diabli – ostatnie zdanie powiedziałem nieco ciszej do siebie. Jedna noc... nie może być tak źle, prawda? – Bardzo proszę, przeanalizuj trasę, skup się na rozwidleniach. I zjedz. Ja, by nie marnować czasu, zajmę zaniosę nasze pakunki do koni i już je powoli przygotuję do podróży. Widzimy się w stajni – powiedziałem, a następnie, po chwili wahania, ucałowałem go w policzek, nim opuściłem sypialnię.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz