Zmęczony wtuliłem się w ciało męża, zamykając oczy na pięć minut nie więcej, w końcu to wcale nie tak dużo.
Otworzyłem oczy naprawdę wyspany i zadowolony tym, że czułem się już znacznie lepiej.
Zadowolony podniosłem się do siadu, zerkając na zegarek, który wskazywał nie taką godzinę, na jaką liczyłem.
- O nie zaspałem - Wstałem szybko z łóżka spanikowany, no i co ja teraz zrobię? Przecież dzieci nie poszły do szkoły a ja do pracy, miałem mieć dziś ważne spotkanie i zawaliłem.
- Miki co się dzieje? - Sorey zaspanym głosem zwrócił się do mnie, podnosząc do siadu.
- Zaspałem, dzieci nie zdążą pójść już do szkoły a ja do pracy - Spanikowałem, o ile praca nie jest tak ważna, bo w końcu mogę pójść jeszcze do pracy, o ile w ogóle ma to, chociaż najmniejszy sens. Ważniejsze od tego jest to, że dzieci nie poszły do szkoły, a powinny, powinny chodzić, aby nie tracić żadnego dnia nauki, a teraz stracą i to z mojej winy.
- I co? Przecież nic się nie stało - Stwierdził, podnosząc się do siadu, rozciągając swoje mięśnie, ziewając, zakrywając usta dłonią.
- Jak to się nic nie stało? Sorey zaspałem, nie odprowadziłem dzieci do szkoły no i nie byłem w pracy - Wytłumaczyłem, mając nadzieję, że mnie zrozumieć, chociaż czy się tym przejmie? Raczej nie, znając go.
- Oj daj spokój, przecież nic złego się nie stanie, jak dzieci jeden raz do szkoły, nie pójdą - Stwierdził, podnosząc się do siadu, aby już po chwili podejść do mnie, kładąc na moich biodrach dłonie, przyciągając bliżej. - A jeśli chodzi o pracę, no to przecież nic się nie stanie, jeśli jeden raz nie pójdziesz do niej prawda? - Jakie dla niego było to proste, nie muszę iść do pracy. Oczywiście, że mogę, ale jeśli nie będę chodził do pracy, to nie tylko pieniędzy nie zarobię, ale i zawiodę Alishe, a przecież tego bardzo bym nie chciał.
- Właśnie się stanie, ty też nie lubisz zawalać pracy, prawda? - Odpowiedziałem, zadając mu proste pytanie, na które na pewno znał doskonale odpowiedź.
- No nie lubię, ale to co innego, ja pracuje u obcych ludzi a ty u Alishy, ona wybaczy ci to jednorazowe zaniedbanie - Jego wytłumaczenie nie miało najmniejszego sensu, przecież to nie jest ważne, kim jest mój pracodawca, ważne jest to, że trzeba pracować bez względu dla kogo.
- Alisha nie jest wyjątkiem, jest takim pracodawcą jak każdy inny, nie mogę jej zanieść, zajmiesz się dziś dziećmi? - Wytłumaczyłem, od razu zadając pytanie, chcąc usłyszeć pozytywną odpowiedź na to pytanie.
- Tak tylko nie rozumiem, dlaczego w ogóle o to pytasz - Wyznał, zdziwiony moim pytaniem.
- Zostaniesz z dziećmi, a ja pójdę do pracy, może nie wszystko stracone, może nadrobię ten stracony czas - Wyjaśniłem, wywołując u niego większe zaskoczenie, o ile się w ogóle da.
- Co? To nie robisz sobie wolnego?
- Chodzę do pracy czwarty dzień, przecież nie mogę - Uświadomiłem go, podchodząc do szafy, aby wyciągnąć z niej czyste ubrania, mając nadzieję, że jeszcze zdążę nadrobić to, co zawaliłem...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz