Odczułem ulgę, kiedy w końcu miałem sto procent pewności, że to on, mój mąż, a nie jego brat. Przez sekundkę miałem myśl, że może jakoś Makoto mnie wyprzedził i oszukał i mnie, i dzieci, ale na szczęście na coś takiego nie wpadł. Może trochę staję się paranoikiem, ale po tym, co mi powiedział Makoto, że się ze mną prześpi, a ja się nawet się nie zorientuję, z którym z nich mam aktualnie do czynienia. Miałem wrażenie, że głównym celem jego bliźniaka jest odbycie stosunku ze mną i się nie podda, dopóki tego nie uczyni. A im dłużej tutaj jest, może sobie obserwować Mikleo i go naśladować wręcz do perfekcji. Zachowanie wychodzi mu bardzo dobrze, jedyne, co go dyskredytowało, to brak wiedzy, której nie miał za bardzo jak zdobyć. Ale gdyby tak miał... teraz mam paranoję, a co to by ze mną było w takim przypadku? Zwariowałbym. Dosłownie.
- Nie wiem, czy to coś da. Mam wrażenie, że on chce wykorzystać każdą okazję – odparłem, odrobinkę tak przestraszony tym faktem. Martwiłem się także o dzieci, które również były lekko zdezorientowane tym, co się dzieje. Dobrze że Makoto skupia się głównie na mnie i nic nie robi dzieciom, mam nadzieję, że nigdy nie spróbuje ich oszukać i wykorzystać do tego, by mnie oszukać. To byłoby naprawdę paskudne z jego strony. – I jeszcze do tego się tak podobnie do ciebie ubiera. I czesze. Czasem mam wrażenie, że wariuję, kiedy widzę was obu na raz.
- Aż tak trudno nas rozróżnić? – spytał, przyglądając mi się z uwagą.
- Dla kogoś takiego, jak ja? Tak. Pewnie macie jakieś różnice, ale ja jestem za głupi, by je dostrzec. No bo wyglądacie tak samo, pachniecie też tak samo, jak chce, zachowuje się jak ty... gdyby też wiedział, gdzie dzieci mają szkołę, to ja bym w ogóle różnicy nie dostrzegł – wyznałem, mając nadzieję, że nie będzie na mnie o to zły. Ja się bardzo staram, by dostrzec te różnice, ale one są tak nikłe, tak malutkie, że praktycznie dla mnie niewidoczne. – Może gdybyś mnie witał jakoś specyficznie, żebyśmy tylko my oboje o tym wiedzieli – zaproponowałem, patrząc na niego z uwagą.
- A co to takiego miałoby być? – spytał zainteresowany moim pomysłem.
- No nie wiem, jakieś słowo. Może być losowe. I na przykład zamiast takiego cześć byłyby „ziemniaczki”. Nie musi to być oczywiście to konkretne słowo, może być co innego – odparłem, przyglądając się uważnie naszym dzieciom, które szły przed siebie, absolutnie niczego nieświadome.
- Bardzo dobry pomysł. Tylko może zamiast takiego prostego przywitania powinniśmy, albo raczej ja powinieem to wcisnąć w jakieś zdanie. Bo jak nagle zacznę cię witać jakimś losowym słowem, to wtedy bardzo szybko się skapnie i także zacznie cię tak witać– odpowiedział, i dopiero wtedy dotarło do mnie, jaki mój Miki jest genialny, a jaki ja głupi.
- Jak zawsze jesteś strasznie mądry i wpadasz na najlepsze odpowiedzi – odpowiedziałem, szczerząc się do innego szeroko, a następnie ucałowałem go w policzek. Jeszcze tylko musimy określić słowo, no ale on i tak wpadł na jakiś bardzo ciekawy pomysł. Nawet lepszy od mojego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz