Obawiałem się, że kiedy już wróci do domu, tylko weźmie swoje rzeczy, kota, odda mi pierścionek zaręczynowy, opuści moją rezydencję i tyle go będę widział. Wyglądał na naprawdę złego, i brzmiał na naprawdę złego, zwłaszcza wtedy, kiedy spytał się, gdzie mieszka Kaito. Kiedy ja naprawdę nie wiedziałem, gdzie on mieszka. Obudziłem się w pokoju, w zajeździe, ale czy dalej tam przebywa, nie miałem pojęcia. I nawet trochę obawiałem się tego ich spotkania. Nie wiem nawet, czy ja bym chciał się z nim spotkać, by wypytać go o tę noc. Nie chcę go już nigdy widzieć w swoim życiu.
Zmęczony i psychicznie, i fizycznie usiadłem na łóżku, rozglądając się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Może powinienem pójść się umyć? Zrobiłbym to z wielką chęcią, dalej czułem się strasznie obrzydliwie z tym, co zrobiłem, ale i też doskonale wiedziałem, że żadna kąpiel tego nigdy nie zmyje. Dodatkowo byłem zmęczony, głodny, i spragniony, od wczorajszego bankietu nic nie jadłem, a nawet jeżeli już coś zjadłem, to już dawno opuściło mój żołądek. Czułem jednak, że to, co teraz zjem, i tak długo w środku nie posiedzi.
Zmęczony, z poczuciem obrzydzenia do siebie, położyłem się na łóżku i okręciłem się kołdrą, przymykając zmęczony oczy. Chyba potrzebowałem w tym momencie czyjejś obecności. Wiele oddałbym, by w tym momencie Haru mnie przytulił. Albo chociaż tu przy mnie był. Ale nie taki wściekły, jaki był, nim opuścił pokój.
Haru może do pokoju nie wrócił, ale za to przyszły do mnie moje kociaki. Znaczy, nie moje, bo Tradycja należy do mojego jeszcze narzeczonego, ale i tak było mi w tym momencie bardzo miło. Wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona od razu do niej przylgnęła, mrucząc uroczo. Dama z kolei usiadła na moim boku, na także cichutko mrucząc, chociaż znacznie ciszej niż Tradycja. Nie mniej jednak bardzo się cieszyłem z ich obecności co tutaj. To nie to samo, co obecność Haru, no ale tak czy siak cieszyłem się, że nie jestem teraz sam.
Szara kotka podeszła do mojej klatki piersiowej i skuliła się przy niej, dalej cały czas mrucząc. I to właśnie w akompaniamencie jej mruczenia zasnąłem zmęczony... sam nie wiem, czym.
Obudziłem się dużo później, kociaki dalej były przy mnie, w kominku tańczył ogień, ale dalej byłem sam. Trochę mnie to zmartwiło, było ciemno, było późno, Haru dodatkowo był wściekły, więc nie wiem, na co może wpaść... Chyba, że już ode mnie odszedł. No ale Tradycja była ze mną. Więc skoro kotka tu była możliwe, że po prostu Haru nie wrócił z tego spaceru. Nie wiem, co bardziej mnie niepokoiło.
Ostrożnie odłożyłem koty na bok i podniosłem się do siadu, powoli analizując swój stan. Nie wiem, czy było ze mną lepiej. Chyba nie do końca. Bolała mnie głowa, a żołądek był ściśnięty z głodu, już nie wspominając o tym, że dalej bolało mnie całe ciało, a obrzydzenie do mnie samego mi nie minęło. Powinienem coś zjeść. Tak podpowiadała mi logika. Cokolwiek, nawet suchą kromkę z masłem. Tylko obym i tego nie zwymiotował. Zanim jednak poproszę o coś do jedzenia, muszę się umyć. To nic nie da, ale może chociaż troszkę lepiej się poczuję, a już na pewno się dogrzeję, bo pomimo rozpalonego kominka dalej było mi zimno, i to tak przeraźliwie zimno
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz