poniedziałek, 25 marca 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Chciałem jak najszybciej odciągnąć go od sprzątania, naprawdę mógł spokojnie położyć się spać, przecież bym go obudził, obiecałem mu coś i słowa dotrzymam, lubię czasem złamać zasady, ale jeśli już się na coś uprę, naprawdę potrafię dotrzymać danego mu słowa.
Oczywiście napoje przygotowałem ja sam, nie chcąc, aby mój mąż wykonywał jeszcze więcej zadań, on naprawdę był zmęczony i powinien odpocząć, a zamiast tego zmusza się do pracy, tylko sobie robiąc takim zachowaniem krzywdę nikomu innemu w tym domu.
- Mogłem nam przygotować gorącą czekoladę, w końcu to ja cię pytałem o to, co chcesz wypić nie ja odwrót - Odezwał się, gdy tylko postawiłem kubek przed nim, no i w czym cały problem? Przecież korona mi z głowy nie spadnie, jeśli coś w domu zrobię, z resztą nawet jej nie mam.
- Mogłeś to prawda, ale ja też chcę coś w tym domu zrobić, tym bardziej że mam być w domu, a nie chcę się nudzić, siedząc i nic nie robiąc, dlatego bardzo proszę, daj mi coś robić, abym nie wyszedł z domu, bo to się stanie, jeśli nic nie pozwolisz mi robić - Ostrzegałem go, trochę tym przerażając, nie o to mi chodziło, bo w końcu nie chciałem go straszyć, ja tylko chciałem, aby zrozumiał, że nie mogę nic nie robić, tym bardziej że zwariuje, jeśli nic nie pozwoli mi zrobić.
- Ty chyba nie chcesz mi tego zrobić prawda? Wiesz, że ja umrę na zawał, jeśli mi się takiego zrobisz - Gdy to powiedział, westchnąłem cicho, przecież on nie może umrzeć na zawał, jest już aniołem, anioły nie umierają na zawał, mogą umrzeć tylko podczas walki nic poza tym.
- Nie możesz umrzeć, ale obiecuję, że tego nie zrobię pod warunkiem, że nie będzie mnie traktował jak chorego - Wytłumaczyłem, bardzo chcąc, aby to zrozumiał.
- Dobrze, obiecuję ci, że nie będę - Zapewnił, wywołując uśmiech na moich ustach, zerkając na zegarek, musiałem wstać z krzesła, idąc obudzić nasze dzieci, które musiały pójść do szkoły.
Po wybudzeniu maluchów pomogliśmy im się ubrać, zjeść śniadanie, poczekać włosy i odpowiedzi do szkoły, do której chciał odprowadzić je mój mąż, wraz ze mną czując się bezpiecznie, gdy miał mnie na oku, bo przecież nikt nie mógł mnie skrzywdzić, gdy byłem przy moim ukochanym.
- Co masz teraz w planach, do domu i do łóżka spać? - Zapytałem, zerkając na niego kątem oka, chcąc wiedzieć, co chce teraz zrobić.
- Nie, teraz pójdę na zakupy, to znaczy najpierw odprowadzę cię do domu, a później wrócę na miasto i kupię wam najpotrzebniejsze rzeczy do domu - Odpowiedział, co wcale nie było dla mnie odpowiedzią zadowalającą, chciałem wrócić do domu, ale wraz z mężem, z mężem, do którego będę mógł się przytulić w łóżku, nie chciałem znów zostawać sam, tylko dlatego, że on musi zrobić zakupy, przecież może je zrobić później, one mu nie uciekną, a zresztą mogę to zrobić wraz z nim.
- To może zrobimy tak, wrócimy wspólnie do domu. Ty się trochę prześpisz, a potem pójdziemy na wspólnie zakupy, w których ci pomogę co ty na to? - Zaproponowałem, uśmiechając się przy tym łagodnie.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz