Nie chciałem się na to za bardzo zgodzić. W końcu, skoro ma teraz tak troszkę wolnego, powinien to wykorzystać i nabrać siły. Zresztą, nawet za dużo do kupienia nie było, więc sam sobie doskonale radę dam. I nawet szybciej bym wrócił, gdybym poszedł sam. Nie będę się musiał ciągle rozglądać i się bać. Niby dobrze byłoby wziąć mojego męża do przestrzeni publicznej, by znaleźć tego kogoś, kto go śledzi, ale nie chciałbym wykorzystać moją Owieczkę jako przynętę. To byłoby paskudne z mojej strony.
- Lepiej załatwić wszystko od razu, później mi się będzie lepiej spać. Dlatego cię odprowadzę w bezpieczne miejsce i pójdę na zakupy. A ty możesz odpocząć. A jak nie chcesz, to dokończysz za mnie sprzątanie. Boję się, że coś ci się może stać. Trochę zmęczony już jestem i mogę nie być w stanie cię obronić – wyjaśniłem mając nadzieję, że się zrozumiemy. Po prostu chcę jego bezpieczeństwa, a w tym stanie mogę mu tego nie zapewnić.
- Wiesz, że sam się mogę obronić? – przypomniał mi, no ale nie byłem pewien co do tego.
- Możesz, ale nie wiemy, z kim mamy do czynienia, a we dwójkę mamy większe szanse przeciw całemu światu – wyjaśniłem, posyłając mu delikatny uśmiech. – Szybko wrócę, obiecuję. I sobie odpoczniemy, zanim pójdziemy po dzieci – obiecałem, całując go w policzek.
- Dla świętego spokoju się zgodzę, ale chcę, żebyś wiedział, że to mi się nie podoba – przyznał, na co tylko uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Wynagrodzę ci to. I też obiecuję, że to jeden jedyny raz, kiedy zostawiam cię samego. A teraz uciekaj do domu – dodałem, stając przed naszym domem.
- Nie każ mi na ciebie długo czekać – odpowiedział, całując mnie w linię żuchwy.
I się rozstaliśmy. Miki zniknął w domu, a ja udałem się na rynek. Naprawdę się chciałem streścić i szybko wrócić do męża. Poza tym, byłem okropnie zmęczony i najchętniej też położyłbym się spać, no ale to do tego jeszcze trochę. Na razie musiałem się skupić na kupieniu takich rzeczy jak jajka, mleko, czekolada, jakieś herbatki, kawkę, owoce i warzywa, Mikleo... czekaj, czekaj, co? A co tu robił Mikleo? Zaskoczony zdałem sobie sprawę, że patrzę na mojego męża oglądającego ubrania. Tylko co takiego tu robił? Przecież miał być w domu. I czy mnie się wydaje, czy on ma jakąś inną fryzurę? I ubranie? Pewnie zmienił w domu i tutaj przyszedł, bym go na pierwszy rzut oka nie rozpoznał. Niestety, albo stety, on ma tak charakterystyczną twarz, że rozpoznam ją wszędzie. I jego głos też.
- Miki! Hej – podszedłem do niego i chwyciłem jego nadgarstek, i dopiero wtedy Mikleo na mnie zareagował. Wpierw zerknął na moją dłoń z niezrozumieniem, a potem na moją twarz, i jakoś tak nie wiem, na bardzo zaskoczonego wyglądał. Czy on serio myślał, że uda mu się jakoś przede mną ukryć. – Czemu wyszedłeś z domu? Mówiłem ci, że masz tam zostać, czemu się mnie nie słuchasz? – spytałem, ciągnąc go w stronę naszego domu. Kupiłem wszystko, więc mogliśmy wracać.
- Przepraszam, ja się po prostu o ciebie martwiłem. Ale wynagrodzę ci to wszystko – obiecał, idąc za mną dosyć posłusznie, co takie dosyć dziwne było. Ale może po prostu wiedział, że przegiął, i dlatego tak potulnie się zachowuje.
- Pogadamy w domu – burknąłem, tak trochę na niego zły. Proszę go o jedno, umawiamy się na coś, no i on robi na przekór mnie, no tak się nie robi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz