poniedziałek, 9 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nic złego nie zrobił? Czy on uważał, że zlekceważenie mojego polecenia to nic takiego? Za dobry dla niego jestem. Nie powinienem być dla niego tak pobłażliwym, bo później właśnie tak się zachowuje. Może więc to mój błąd? Byłem dla niego ostatnio za łaskawy, bo czułem, że musiałem. Przeszedł przez piekło, więc nie mogłem mu sprawić jeszcze większego. Ale teraz już wszystko było z nim w porządku, i to było z nim aż za dobrze, to mogłem go sprowadzić do pionu, przypomnieć, kim jest on, a kim ja, bo ewidentnie się zapomniał. 
– Lekceważysz moje rozkazy. To coś bardzo poważnego – powiedziałem, mrużąc zły oczy. 
– Rozkazy? Chyba się zapominasz trochę. Jestem twoim mężem, nie służącym – odpowiedział, co mocniej mnie zdenerwowało. Chwyciłem za jego obrożę i pociągnąłem go do siebie, czując wściekłość krążącą w moich żyłach.
– Jeżeli ktoś się zapomina, to ty. Jesteś moją suką, masz się mnie słuchać, zrozumiano? – syknąłem czując, jak zapach Mikleo się zmienił. Moje zachowanie go zaniepokoiło, a nawet przestraszyło. Nie chciałem, żeby się mnie bał, ale może jeżeli trochę się mnie przestraszy, to będzie się mnie słuchał. Mikleo pokiwał powoli głową, a moją twarz od razu rozjaśnił uśmiech. – Cieszy mnie to niezmiernie. A teraz wróć do sypialni. Przyniosę ci naleśniki i kakao zaraz, dobrze? – dodałem, już znacznie bardziej łagodniejszy. 
– Tak jest – pokiwał łagodnie głową, chociaż wyczułem że jest niepewny. 
– Kocham cię – odparłem, chcąc się upewnić, że między nami wszystko gra. 
– Ja ciebie też – odpowiedział ładnie, co jeszcze bardziej mnie uszczęśliwiło. 
– No to już, uciekaj – poleciłem mu, na co posłusznie zniknął w sypialni. 
Teraz, kiedy wszystko działo się tak, jak być powinno, mogłem spokojnie skupić się na moim zadaniu. Mikleo chciał zjeść naleśniki i wypić kakao, to więc będzie je miał. Inaczej sprawa prezentowałaby się, gdyby był wobec mnie nieposłuszny. Trochę był, owszem, ale to naprawił, więc znów mogę być dla niego dobry. Trochę szkoda, że jego gardło jest w tak złym stanie i nie mogę go dobrze słyszeć... już zacząłem tęsknić za jego głosem, a przecież słyszałem go raptem dwie godziny temu. Mam chyba jakiś fetysz, jak chodzi o jego głos. Bez jego jęków i krzyków, nasz seks nie jest taki sam. Jak w ogóle ludzie się mogą kochać w ciszy? Przecież to tak się nie da. Nie wyobrażam sobie uprawiać takiego seksu. To byłoby dziwne, niepoprawne, nie podniecające.
– Proszę. Tak, jak chciałeś, naleśniki i kakao. Mam nadzieję, że dobrze zrobi to na twoje gardło, chciałbym znów usłyszeć twój głos – odezwałem się, wchodząc z tacą pełną ulubionych przysmaków mojego męża. Od razu zauważyłem, że był taki trochę... Nie wiem, zamyślony. Możliwe, że zmartwiony. Podszedłem do łóżka, położyłem tacę na szafce nocnej, i usiadłem na materacu, chwytając jego podbródek. Na wszelki wypadek muszę rozwiać wszelkie jego wątpliwości, by później nie było niedomówień. Owszem, potwierdził mi wcześniej, że rozumie, ale doskonale wiedziałem, że moja Owieczka jest uparta, i zaraz może postąpić po swojemu. – Bardzo cię proszę, żebyś był mi posłuszny. Jeżeli nie będziesz, zmuszony będę musiał cię ukarać, a kara przyjemna dla ciebie nie będzie – wyjaśniłem dobitniej, ściskając jego słodziutkie policzki, co trochę mogło być dla niego bolesne, ale może dzięki temu zrozumie powagę, w jakiej się znalazł i kłopoty, jakie może mieć, jeżeli dalej będzie się zachowywał w ten sposób. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz