Jednak moja teoria się nie sprawdziła, Hoshino czego w nim nie obudził. Mnie ledwo kojarzył, ale to i tak dobrze, nie skrzywdził mnie do tej pory, więc nie ma mowy, bym teraz mu odpuścił. Złożyłem przysięgę przed Bogiem, że go nie zostawię, nawet w jego najgorszych chwilach, i dlatego teraz dalej podążę za nim.
Ale to muszę zrobić sam.
Podszedłem do Hoshino i pomogłem mu podnieść się z ziemi. W ratowaniu go miałem swój własny cel, otóż gdyby Haru go zabił, albo poważnie skrzywdził, później miałby wyrzuty sumienia, i to bardzo poważne, jeszcze zrobiły przez to coś głupiego, tak więc tą gałęzią walnąłem go specjalnie dla niego. Sądząc po tym, jak zareagował, nie spodobało się mu to, ale a nadzieję, że mi to wybaczy. Zrobiłem to specjalnie dla niego.
- W porządku? – spytałem, chociaż jakoś bardzo nie to nie interesowało. Chcę tylko wiedzieć, co przekazać Haru, kiedy już wróci do siebie.
- Do przeżycia – mruknął, patrząc na obdartą rękę. Jak na to, co Haru mógł mu zrobić, był w pełni zdrowia. – Co robimy?
- Ty wracasz i opóźniasz resztę, a ja postaram się do niego dotrzeć – odpowiedziałem, patrząc w kierunku, w którym oddalił się mój mąż. Tak jak myślałem, kierował się nad jezioro.
- Żartujesz? Przecież cię rozszarpie – odpowiedział, na co pokręciłem głową.
- Ewidentnie mnie kojarzy, ale mnie nie poznaje. Muszę więc przypomnieć mu, kim jestem. Jest to możliwe – odpowiedziałem, pewien swego. Na mój głos reaguje, na zapach chyba też, tylko nie potrafi dopasować tego do mojej osoby. Ma szczęście, że jestem cierpliwy.
- Ale... – zaczął, ale przerwałem mu, nim dokończył.
- Jeżeli naprawdę chcesz mu pomóc, to kup mu czas, a mi pozostaw doprowadzenie go do normalnego stanu – odpowiedziałem i ruszyłem za mężem, zostawiając Hoshino za sobą.
Zauważyłem, że teraz Haru nie zostawiał tyle śladów za sobą. Wcześniej, kiedy go szukaliśmy, były powalone drzewa, rozszarpane zwierzęta, podrapane pnie, ogólnie to był jeden wielki chaos. A teraz wyglądało, jakby chciał się jak najszybciej oddalić. Czy to oznaczało, że wracał do siebie? Miałem taką nadzieję, czasu dużo nie mieliśmy, musiałem go stąd zabrać, wymyślić historyjkę, a jak ona nie przejdzie, to będziemy musieli stąd uciekać. Ale o tym będę myślał później.
Haru znalazłem nad wodą, wpatrującego się w swoje odbicie w tafli jeziora. Nie chcąc, by się na mnie rzucił, odchrząknąłem, dając mu tym samym znak, że tu jestem. To od razu podziałało, Haru odwrócił się błyskawicznie w moją stronę, szczerząc kły i warcząc ostrzegawczo.
- To tylko ja. Spokojnie, nie przyszedłem cię ranić. Widzisz? Odrzuciłem broń, nie mam nic niebezpiecznego, masz pełną kontrolę – odezwałem się łagodnym tonem, odrzucając broń i torbę z jego ubraniami, a następnie podniosłem ręce do góry, bym miał je na widoku, i zacząłem powoli iść w jego stronę.
Haru warknął, ale ja się nie zatrzymałem. W pewnym momencie podbiegł do mnie, stanął na dwóch łapach i zaryczał wprost w moją twarz. Owszem, nie było to najprzyjemniejsze uczucie, ale z jakiegoś powodu nie przestraszyło mnie to tak bardzo, jak kiedyś. Gdyby chciał zrobić mi krzywdę, nie ryczałby mi prosto w twarz, tylko rozsmarowałby moje wnętrzności w promieniu kilku metrów, i to jeszcze pięć razy.
- Możesz ryczeć i warczeć, ile chcesz, możesz mnie krzywdzić i ranić, ale póki jestem w stanie chodzić, będę za tobą podążać. Obiecałem przed Bogiem, że cię nie zostawię, dopóki śmierć nas nie rozłączy, i tej obietnicy dotrzymam – powiedziałem, kiedy tylko skończył na mnie ryczeć. Od razu po moich słowach zauważyłem, że jego spojrzenie się zmieniło. Coś mu w głowie zadzwoniło. Muszę go tylko naprowadzić... – To ja, Daisuke, twój mąż. Spójrz, mam obrączkę, dokładnie taka samą, jaką ty masz na łapie. Bardzo ci się teraz musi wżynać w skórę – powiedziałem, wskazując mu na obrączkę z nadzieją, że to coś mu powie, a moja obecność stanie się dla niego ukojeniem, jak to zawsze miało miejsce.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz