Nie podobało się to do końca. Dzieciaki na pewno były tam mile widziane, ale ja? Ostatnio przecież chciała mnie zabić, co prawda trochę na moją prośbę, ale też przecież walczyła z Mikleo o moje życie i nieżycie, więc wydaje mi się, że raczej nie byłaby zadowolona, gdybym pojawił się w jej strefie. Z drugiej strony, dzieciaków samych też wysyłać nie chciałem, przecież to jeszcze młode i głupie, nie wiadomo, na jakie pomysły wpadną podczas drogi. I na jakie pomysły wpadną na miejscu. Lailah da sobie z nimi radę? Owszem, do tej pory dawała sobie radę, ale wtedy były one małe, mniej problematyczne, a teraz to kombinują jak koń pod górę chyba w każdym możliwym aspekcie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, bym ja udawał się do Lailah, i by dzieciaki tam zostawały. Ostatnim razem nie cieszyła się na mój widok, co jest zrozumiałe z jej perspektywy. No i dzieciaki, one ostatnio strasznie dużo kombinują nawet przy nas, a co dopiero przy niej – odparłem, jakoś tak niepewny co do tego pomysłu.
- Niczego takiego ostatnio nie robili złego, więc nagroda im się należy – Mikleo jak zwykle stanął w ich obronie, czego się nawet trochę spodziewałem. Byłbym zdziwiony, gdyby w tej chwili przyznał mi rację. Zawsze miał do dzieciaków zbyt miękkie serce.
- A zrobiłyby, gdybyś ich nie powstrzymał. Mamy tutaj na nich oko, i jakoś tak bezpieczniej się czuję, kiedy tu mam nad wszystkim kontrolę – mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.
- I chociażby dlatego powinieneś im pozwolić. Powoli dorastają, wchodzą w dorosłe życie i trzeba pozwolić im na podejmowanie własnych decyzji, odrobinki samodzielności. A to przecież znajome otoczenie, znajomi ludzie, nic im nie będzie. Lailah sobie da radę – uspokajał mnie, ale dalej czułem tę niepewność.
- O ile nie spali mnie na popiół, kiedy tylko mnie wyczuje – mruknąłem posępnie.
- Nie wierzę, aby Lailah coś ci zrobiła. Za pierwszym razem poprosiłeś ja o... o wiesz co, ale teraz już między wami nic złego się nie dzieje – na jego słowa uniosłem jedną brew.
- Wszystko dzieje się źle. Ona jest Serafinem, ja demonem naruszającym jej rewir. Nie jesteśmy już przyjaciółmi, ona dobrze to zrozumiała, powinieneś wziąć z niej przykład – zauważyłem, ciężko wzdychając. Nie podobało mi się to wszystko. Zresztą, jak on to widział? Przecie chodziłem do pracy, i to stosunkowo od niedawna, jak to będzie wyglądać, jak teraz wezmę wolne. Dwa dni na podróż w końcu trzeba będzie poświęcić, albo chociaż półtora, bo w drodze powrotnej odpoczywać nie muszę. Tak więc jeden dzień pracy stracę. Gdybym pracował dłużej, mógłbym na takie nagłe wolne sobie pozwolić, ale dzisiaj był mój drugi dzień. A teraz, jak jest święto, to tym bardziej ludzi będzie ciągnąć do gospody. I tym bardziej moje usługi będą potrzebne. Tak, o wolnym mogę zapomnieć. – Zresztą, i tak nie dostanę wolnego, a dzieciaków samych nie puszczę. Ty ich nie odprowadzisz, bo nie masz jak, więc ten wylot odpada.
- A gdyby to Lailah przyleciała po nie? – zaproponował, na co uniosłem brew.
- A jak chcesz ją poinformować? – odparłem, widząc w tym niby genialnym planie pewną lukę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz