niedziela, 20 października 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie podobało się to do końca. Dzieciaki na pewno były tam mile widziane, ale ja? Ostatnio przecież chciała mnie zabić, co prawda trochę na moją prośbę, ale też przecież walczyła z Mikleo o moje życie i nieżycie, więc wydaje mi się, że raczej nie byłaby zadowolona, gdybym pojawił się w jej strefie. Z drugiej strony, dzieciaków samych też wysyłać nie chciałem, przecież to jeszcze młode i głupie, nie wiadomo, na jakie pomysły wpadną podczas drogi. I na jakie pomysły wpadną na miejscu. Lailah da sobie z nimi radę? Owszem, do tej pory dawała sobie radę, ale wtedy były one małe, mniej problematyczne, a teraz to kombinują jak koń pod górę chyba w każdym możliwym aspekcie. 
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, bym ja udawał się do Lailah, i by dzieciaki tam zostawały. Ostatnim razem nie cieszyła się na mój widok, co jest zrozumiałe z jej perspektywy. No i dzieciaki, one ostatnio strasznie dużo kombinują nawet przy nas, a co dopiero przy niej – odparłem, jakoś tak niepewny co do tego pomysłu. 
- Niczego takiego ostatnio nie robili złego, więc nagroda im się należy – Mikleo jak zwykle stanął w ich obronie, czego się nawet trochę spodziewałem. Byłbym zdziwiony, gdyby w tej chwili przyznał mi rację.  Zawsze miał do dzieciaków zbyt miękkie serce. 
- A zrobiłyby, gdybyś ich nie powstrzymał. Mamy tutaj na nich oko, i jakoś tak bezpieczniej się czuję, kiedy tu mam nad wszystkim kontrolę – mruknąłem, krzyżując ręce na piersi. 
- I chociażby dlatego powinieneś im pozwolić. Powoli dorastają, wchodzą w dorosłe życie i trzeba pozwolić im na podejmowanie własnych decyzji, odrobinki samodzielności. A to przecież znajome otoczenie, znajomi ludzie, nic im nie będzie. Lailah sobie da radę – uspokajał mnie, ale dalej czułem tę niepewność. 
- O ile nie spali mnie na popiół, kiedy tylko mnie wyczuje – mruknąłem posępnie. 
- Nie wierzę, aby Lailah coś ci zrobiła. Za pierwszym razem poprosiłeś ja o... o wiesz co, ale teraz już między wami nic złego się nie dzieje – na jego słowa uniosłem jedną brew. 
- Wszystko dzieje się źle. Ona jest Serafinem, ja demonem naruszającym jej rewir. Nie jesteśmy już przyjaciółmi, ona dobrze to zrozumiała, powinieneś wziąć z niej przykład – zauważyłem, ciężko wzdychając. Nie podobało mi się to wszystko. Zresztą, jak on to widział? Przecie chodziłem do pracy, i to stosunkowo od niedawna, jak to będzie wyglądać, jak teraz wezmę wolne. Dwa dni na podróż w końcu trzeba będzie poświęcić, albo chociaż półtora, bo w drodze powrotnej odpoczywać nie muszę. Tak więc jeden dzień pracy stracę. Gdybym pracował dłużej, mógłbym na takie nagłe wolne sobie pozwolić, ale dzisiaj był mój drugi dzień. A teraz, jak jest święto, to tym bardziej ludzi będzie ciągnąć do gospody. I tym bardziej moje usługi będą potrzebne. Tak, o wolnym mogę zapomnieć. – Zresztą, i tak nie dostanę wolnego, a dzieciaków samych nie puszczę. Ty ich nie odprowadzisz, bo nie masz jak, więc ten wylot odpada. 
- A gdyby to Lailah przyleciała po nie? – zaproponował, na co uniosłem brew. 
- A jak chcesz ją poinformować? – odparłem, widząc w tym niby genialnym planie pewną lukę. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz