Rób co chcesz... dobrze. Więc go zabiję. W sensie, Remiela, nie Mikleo, ale uczynię to dla niego. Wtedy nie będzie mógł mieć do mnie żadnych pretensji. I będzie bezpieczny. On uważa, że Remiel by nas nie zaatakował, ale ja mam nieco inne informacje na temat archaniołów. Nie odpuści mi, jeżeli odzyska pamięć. Jestem obrazą wszystkiego, co święte, najpodlejszą istotą, która to zdradziła niebo, a on takiej zniewagi nie odpuści. Coś tak czułem, że nawet Mikleo byłby w niebezpieczeństwie tylko z tego względu, że się ze mną zadaje. Myślałem, że będę mógł go trochę wykorzystać, taka moc, szkoda, by się tak miała zmarnować, no ale skoro mój mąż nie chce tego, to się go pozbędę. Nie wykorzystam mocy, ale upewnię się, że jest bezpieczny.
- Więc się go pozbędę i twój problem zniknie – obiecałem, nachylając się do niego, by ucałować go w policzek, ale Mikleo się ode mnie odsunął, jakby mną gardził. Przepraszam, ale czego on się po mnie spodziewał? Albo wykorzystuję moc dla siebie poprzez manipulacje, albo się jej pozbywam, zwłaszcza, że jest ona dla mnie niebezpieczna, i w sumie nie tylko dla mnie, dla Mikleo też. A skoro nie chce, bym się zadawał z tym aniołem, muszę go zabić, proste. On też to powinien zrozumieć, nie raz mu dawałem do zrozumienia to, że przemoc to dla mnie chleb powszedni, i będzie tylko gorzej. Dałem mu czas na wycofanie się, teraz... teraz nie ma odwrotu.
- Sorey... nie. Proszę. Zamordowanie anioła, archanioła, to coś znacznie gorszego od takiego zwykłego człowieka – poprosił, jednak jeszcze próbując mnie przekonać do swojego zdania.
- Jestem już potępiony przez Boga, więc co to dla mnie za różnica, czy to zabiję anioła, czy człowieka. Ani to nie pogorszy, ani nie polepszy mojej sytuacji, a tobie muszę zapewnić bezpieczeństwo – odpowiedziałem, nie rozumiejąc akurat tej taktyki.
- Bóg może chcieć się na tobie zemścić, wyślę za tobą łowców...
- A niech wysyła. Wszystkich ich załatwię, każdego jednego – skwitowałem, nie obawiając się tego. Każdy kolejny zabity anioł zwiększa moje moce, także niech przychodzą, ja będę gotowy. – Może chcesz się przejść nad jezioro? Trochę gorący jesteś, powinieneś się schłodzić. I uspokoić, wszystko, co robię, robię tylko i wyłącznie dla ciebie – dodałem, uśmiechając się łagodnie, co chyba nie uspokoiło Mikleo.
- Nie chcę, byś go zabijał, już ci to mówiłem – odparł, na co kiwnąłem głową.
- Bo masz serce nieprzesiąknięte złem. Mamy dwa rozwiązania w tej chwili. Albo go zabiję, albo zmanipuluję i dopilnuję, by pamięć jego nigdy nie wróciła. Ty twierdzisz, że mi odpuści, ale ja wiem, że dla mnie nie będzie miał żadnej litości. Być może dla ciebie także. Nie będę ryzykował i czekał, aż sobie przypomni i uderzy we mnie pełną mocą. To byłoby strasznie głupie. Zresztą, dałeś mi możliwość wyboru, i wybieram jego śmierć, byś mi więcej nie robił żadnych wyrzutów. Ale to już nie twoje zmartwienie. Ty powinieneś się zająć sobą, i pójść nad jezioro, zrelaksować się. Może coś ci przynieść? Jakąś herbatę ci zrobić, czekoladę? Może masaż? – proponowałem, chcąc się nim zająć, dopóki mam czas przed tą kawą.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz