sobota, 12 października 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Nie chciałem wypuszczać go samego na spotkanie z aniołem, oczywiście to on jest bardziej niebezpieczny dlatego biednego anioła niż on dla niego, natomiast i tak wolałbym być przy tym, aby w razie co zareagować, stając w obronie męża, jeśli będzie taka potrzeba lub nieznajomego anioła, który może wystraszyć się mojego demonicznego męża.
– Pójdę z tobą – Stwierdziłem, gotów od razu ruszyć z nim, nie pozwolę mu pójść sam, nie ma nawet takiej mowy.
– Nie ma mowy, nie chcę, aby coś ci zrobił – Nie rozumiałem go, dlaczego miałby mnie skrzywdzić? Przecież nawet nie wiemy, czy ma źle zamiaru może w całe o nas nie wie, a zjawił się tu przypadkiem, nie wie o nim nic, a już tak bardzo krytykuje, tak być nie powinno, po prostu nie wypada, nie zna, niech nie ocenia.
– Nie opowiadaj głupot – Ucałowałem go, podnosząc się z łóżka, nie mogąc przecież puścić go tam samego, po prostu bym nie mógł to przecież jasne.
Sorey coś tam nawet do mnie powiedział, jednak ja nie słuchałem już go, mając swój własny plan na pójście tam z nim.
Musiałem przemyć się prędko, aby Sorey nie zdążył mi uciec, rozczesałem swoje włosy, przebrałem w czyste ubrania, wracając czysty, pachnący i może nawet ładny do mojego męża, który zdążył się już przebrać w czysty i pachnący t-shirt.
– Wiesz, że nie musisz ze mną tam iść? Sam dam radę – Stwierdził, a ja nie do końca rozumiałem, dlaczego nie chcę, abym ten poszedł, czyżby coś chciał przede mną ukryć? A może chcę go skrzywdzić? O nie idę tam, czy mu się to podoba, czy też nie.
– Nie opowiadaj głupot, idziemy – Chwyciłem jego dłoń, opuszczając dom na poszukiwanie anioła, który może jest, a może nie jest dla nas zagrożeniem.
– Jest – Sorey dostrzegł go jako pierwszy.
Odruchowo spojrzałem w stronę, na którą mnie nakierował.
Faktycznie był tak anioł, nie wyglądał jednak na niebezpiecznego przeciwnika ano tym bardziej na nikogo, kto by mógł zabić lub skrzywdzić, zwykły anioł, jak każdy z nas.
Sorey, natomiast uważał inaczej, uważnie się mu przyglądając, no proszę, spodobał mu się.
Słysząc myśli mojego męża, skrzywiłem się delikatnie, czując wewnętrzny smutek, ładny i słodki chłopak tak? Ciekawe, co takiego jest w nim ładnego i słodkiego? Nie będę tego jednak w tej chwili roztrząsał, na to jeszcze przyjdzie czas.
Chłopak dostrzegł nas, podchodząc bliżej, aby się z nami zapoznać.
– Witajcie – Przywitał się wesoło, rozjaśniając mi wszystko, jest aż nadto słodki okropność. – Miło was spotkać, jak mniemam, mieszkacie tu – Dodał, uśmiechając się tak przyjaźnie.
– Witaj, tak mieszkamy tu, a ty jesteś tu na chwilę tak? – Zapytałem, chcąc zachować się grzecznie, ten chłopak jest tu na pewno, na chwilę zaraz zniknie prawda?
– Nie, właśnie tu zamieszkałem, będziemy sąsiadami – I teraz poczułem się, jakbym dostał strzał w twarz, tylko tego było mi trzeba.
– Bardzo się z tego powodu cieszymy – Sorey odezwał się w imieniu naszej dwójki, tak cieszymy się, i to bardzo.
– Bardzo mi miło, może pójdziemy kiedyś na kawę – Zaproponował, zerkając za siebie. – Przepraszam, muszę iść, innym razem – Dodał, żegnając się z nami, ruszając w przeciwną stronę.
Mój mąż oczywiście patrzył na niego, nim znikł mu z oczu, bardzo mnie tym drażniąc.
– Już się napatrzyłeś na tego ładnego chłopaka? – Burknąłem, nie ukrywając złości, która we mnie narastała.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz