piątek, 25 października 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Siedząc w domu, wyczekiwałem powrotu dzieci, jak i męża, który poszedł ich szpiegować, jak dla mnie nie było to konieczne, no ale skoro on sądzi, że tak jest lepiej, niech się w to bawi, byleby dzieci go nie odkryły, bo wtedy może się to dla niego skończyć bardzo źle, a tego wolelibyśmy uniknąć. Nie chcę, aby dzieci się denerwowały na nas za jego głupie pomysły, no ale co ja mogę zrobić, skoro on już taki jest.
– Wróciłem – Usłyszałem dobrze znany mi głos męża, który był bardzo zadowolony, mogło to oznaczać, że dzieci już znalazł, ale one nie odkryły go, a to nawet lepiej nie chciałbym niepotrzebnych kalkulacji z jego udziałem w roli głównej.
– Cieszę się – Odpowiedziałem spokojnie, głaszcząc kluchę, która uciekła, gdy tylko poczuła obecność mojego męża i tyle byłoby z pieszczot, które chciałem jej zaoferować.
– Spotkałem dzieci – Zaczął, zwracając moją uwagę, tak jakby już jej wcześniej nie miał.
– I? – Uniosłem jedną brew ku górze ciekawe tego, co mi w tej chwili chcę powiedzieć.
– Weszły do ptaszarni, zapewne wysłały list do Lailah, a przynajmniej tak mi się wydaje – Wyjaśnił, a jego słowa jakoś nie za bardzo mnie zaskoczyły, coś tak czułem, że są w stanie to zrobić, w końcu my nie możemy, ale ciocia, ciocia już przecież może prawda?
– Cóż, zrobiły coś, czego ty robić nie chciałeś – Wzruszyłem ramionami, uważając, że dobrze zrobiły, niech korzystają i biorą sprawy w swoje ręce, bo przy ich tacie nigdy nigdzie nie wyjdą.
– Tłumaczyłem ci już coś… – A on znów swoje, no nic nie będę już z nim na ten temat dyskutował, bo to nie ma najmniejszego sensu.
Kiwnąłem w odpowiedzi jedynie głową, wracając spojrzeniem w stronę okna, za którym wciąż padał deszcz. W sumie to mógłbym wyjść na dwór, ale czy mi się chce? Nie wiem może…
– A i wiesz, spotkałem tego słodkiego anioła – Na to zdanie zmarszczyłem brwi, nie zwracając nawet na niego uwagi, nie chcę się złościć, a patrzenie w okno nawet mnie uspokaja.
– I? – Nerwowo zacząłem stukać palcami w stół, czując narastającą irytację.
– I Remiel zgodził się pójść ze mną na kawę jutro koło jedenastej – I tu mnie trochę zaskoczyło, jak to zaprosił go na kawę? Przecież mówiłem mu już coś na ten temat, czemu, gdy ja robię coś nie tak, od razu mnie każe, ale kiedy on robi coś nie tak. Uważa, że wszystko jest dobrze, to nie fair, zachowuje się źle w stosunku do mnie.
– Remiel? Kawa? Co ty do mnie mówisz? Zaprosiłeś go na kawę? – Musiałem to sobie wszystko w głowie ułożyć, bo jak na razie to po prostu za dużo dla mnie.
– No tak, chcę to poznać i dowiedzieć się, co kryje się za tą słodkością, ty też możesz ze mną iść, wydaje się być bardzo sympatyczny, polubicie się – A on znów swoje, w końcu wie najlepiej, z kim powinienem się przyjaźnić, a z kim nie.
– Nie mam zamiaru nigdzie iść, nie szukam przyjaciół i nie będę się spotykał z żadnymi słodkimi aniołami – Burknąłem, niezadowolony, jeśli chce, niech idzie, ale niech później nie szuka mojej uwagi, bo jej nie dostanie, może ten jego słodki anioł mu ją da.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz