wtorek, 8 października 2024

Od Mikleo CD Soreya

Doskonale rozumiałem jego zmartwienie, to jego dzieci i nie chcę ich krzywdy, ja też jej nie chcę, dlatego nie chcę go powstrzymać przed pójściem po nie, tym bardziej że to może go uspokoić, a to również bardzo ważne tym bardziej biorąc pod uwagę, jak nerwowy potrafi być, nikt nie chce poczuć jego złości, ja już poczułem i szczerze nie chcę tego powtarzać jeszcze raz, to nie było nic przyjemnego ani tym bardziej bezpiecznego, niewiele brakowało, a faktycznie bym oberwał, i to znacznie mocniej, niż tylko w twarz, co i tak już okropnie bolało.
– Wiesz, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, idź po nie tylko, nie wiem, jak daleko od domu są i czy przypadkiem się nie miniecie – Wyjaśniłem, biorąc pod uwagę i ten drobny fakt, który mógł również się zdarzyć…
– Cóż, gdyby tak się wydarzyło mam w domu pięknego męża, który by mnie o tym poinformował, coś tak jednak czuję, że nie byłyby w stanie mnie ominąć, wyczuje je z oddali, tego możesz być pewien – Zapewnił mnie, całując w czoło, podnosząc się z kanapy.
No i tyle byłoby z jego bliskości i atencji, której chciałem, no trudno nie można mieć wszystkiego, a ja nie jestem małym dzieckiem, aby jeszcze narzekać, chociaż czasem przyznać muszę, że chciałbym ponarzekać jak dziecko, które nie dostało swoich ulubionych zabawek.
– Bądź tylko bezpieczny i zabierz parasol – Poprosiłem, jak zawsze się martwiąc, kiedy ja się nie martwiłem, no może, wtedy kiedy dzieci były bezpieczne w domu i w szkole pod czujnym okiem nauczycieli, kiedy mąż był w domu lub kiedy spałem, nie myśląc wtedy o problemach.
– Miki skarbie ja wiem, co robić, jestem dorosłym. Wiem, że mam uważać i pilnować dzieci jak je spotkam, no i zabrać parasol, ja to wszystko wiem, nie musisz się martwić, wszystko będzie zrobione i o wszystko zadbam, obiecuję – Jeszcze też ucałował moje czoło, uśmiechając się do mnie łagodnie.
– Wiem, a mimo to się martwię, wiesz, że taki już jestem – Odezwałem się do niego, przypominając mu o tym drobnym problemie, na który zawsze zwracał uwagę, a o którym ja zawsze mówiłem głośno, nie potrafiąc nad nim zapanować.
– Wiem o tym owieczko, dlatego zapewniamy cię, że wszystko będzie dobrze. A teraz już idę, bo coś długo nie wracają – Dodał, opuszczając dom, pozostawiając mnie w nim samego, no może nie do końca samego, w domu były zwierzaki, a więc zawsze jakieś towarzystwo miałem, lepsze to niż nic.
Nie mając dorobić, postanowiłem poczytać książkę, którą Sorey odłożył na bok i tak nie mając ciekawszego zajęcia na głowie, a czytanie książki nigdy nie jest złym pomysłem.
Zabrałem się, więc zaczytanie kartka po kartce na chwilę całkowicie, skupiając się na czytanymi przeze mnie tekście, tracąc poczucie czasu.
Gdy jednak wróciłem, do tak zwanych żywych spojrzałem na zegarek, marszcząc brwi.
Minęło już z trzydzieści minut, a ich nadal nie było, czyżby coś się stało? Nie to niemożliwe, na pewno nic się nie wydarzyło, mam tylko nadzieję, że dzieci nie wymyślił, czego głupiego w takim wypadku może się to źle dla nich skończyć.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz