Zmrużyłem oczy, wpatrując się w męża ze wściekłością. Czemu tak bardzo chce go obronić? On poluje na takich, jak ja. To mój naturalny wróg, który z jego perspektywy może i jest niewinny, ale z mojej? Nie rozumiałem go. Jak odzyska pamięć, będę musiał z nim walczyć. I zabić. Wyjdzie na jedno, tylko zrobię to później. Obronię Mikleo przed wszystkim, co zrzuci na mnie Bóg, nawet przed nim we własnej osobie. Oczywiście wynik tego starcia byłby jasny i miażdżący dla mnie, ale przecież nie oddałbym mu tak po prostu Mikleo, nawet jeżeli Mikleo w tej chwili zdenerwował mnie jak nigdy do tej pory. Myśli, że może mi stawiać warunki? Skoro nie chce dotyku, tego dotyku nie będzie.
- Jeżeli odzyska pamięć i mnie zaatakuje, i tak go zabiję. I jeżeli zostanę przy tym ranny, i to ranny, i to na tyle poważnie, że zginę, będzie to na twoich barkach, będzie to z twojej winy – syknąłem, puszczając jego szyję. Mikleo zaczął łapczywie łapać powietrze, a ja zdałem sobie sprawę, że odrobinkę przesadziłem. Cóż, sam sobie na to zasłużył. Założę się nawet, że ten niby to niewinny archanioł miał na swoich dłoniach krew, którą przelewał w imię Boga. Boga, który to wbrew pozorom, dba o siebie i swoje imię.
- Nie zaatakuje – wychrypiał, ale mu niespecjalnie uwierzyłem. Wcale bym się zdziwił, gdyby Remiel został tu wysłany w celu eksterminacji mnie. On nie jest od zbawiania ludzi, więc muszę to być ja.
Czując, jak wściekłość dalej buzuje w moich żyłach, opuściłem dom. Poziom agresji w moim ciele wzrósł i czułem, że muszę ją jakoś zbić. Byłem wściekły na Mikleo, na Boga, na siebie, na wszystko... nie powinienem tak szybko odpuszczać. Ale skoro już odpuściłem, to teraz muszę się przygotować na ewentualną walkę. Jeżeli archanioł odzyska pamięć, to odzyska i moce, a skoro odzyska moce, będzie trudniejszy do pokonania, dlatego muszę się wzmocnić.
Zabójstwo nigdy nie korciło mnie tak mocno, jak w tej chwili. I tej ochocie się poddałem. To był w końcu idealny pomysł na to, by i się wzmocnić, i dać upust agresji.
***
Do domu wróciłem kilka godzin później, bo trochę się... przeciągnęło. Do tej pory nie miałem za bardzo sposobności, by pobawić się ofiarą. Zazwyczaj tylko ją odseparowywałem od reszty ludzi, zwabiałem w odosobnione miejsce i później była ona cała dla Banshee, ja zabierałem tylko duszę. A takie polowanie, przelewanie krwi... to było coś zupełnie innego, odświeżającego. I też jednocześnie strasznie brudnego. Musiałem uważać, by podczas powrotu do domu nikt mnie nie ujrzał. I w sumie też wypadałoby lepiej schować ciało. Na pewno je ktoś odkryje. Ale w sumie, to co z tego? Życie stracił zły człowiek. Ja tam żadnych śladów nie zostawiłem, więc co to za różnica, czy ktoś odkryje, czy nie...? Może wtedy ci wszyscy grzesznicy będą się lepiej zachowywać. Następnym razem może zostawię jakiś przekaz, by było to jaśniejsze.
Ale teraz może się skupię na tym, by się umyć. Nie dość, że ręce miałem całe we krwi, to jeszcze ta krew znajdowała się na twarzy, na ubraniach... wspaniała, słodka krew. Nie tak słodka, jak Mikleo, ale skoro on mnie postraszył brakiem dotyku, to ja mu to zapewnię. Brak dotyku i atencji może mu coś da do myślenia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz