czwartek, 31 października 2024

Od Daisuke CD Haru

 Nie za bardzo podobało mi się to, że znów byliśmy rozdzieleni. Zdecydowanie bardziej wolałem, kiedy byliśmy razem. Wtedy miałem pewność, że on był bezpieczny, i mogłem o niego zadbać, i mogłem upewnić się, że poprawnie je, sypia, dba o siebie... Właśnie, je, czy on wziął jakieś jedzenie tam do wuja? Nie wiem, czy ten facet dba o kuchnię, i ogólnie o naszą rezydencję. Będę musiał z nim pogadać i coś ustalić, nie może być tak, że żyje sobie w rezydencji za moje pieniądze. Raz nam pomógł, świetnie, ale to za mało.
Mając nadzieję, że Haru poprawnie o siebie zadba podczas, kiedy my będziemy z dala od siebie. Z jednej strony, będzie bezpieczny, bo w żaden sposób nie naraża się temu zmiennokształtnemu, chociaż i tak trzeba zachować rozwagę. 
Obiecałem Haru, że zachowań rozwagę i będę się trzymał z dala od niebezpiecznych ludzi, dlatego dzisiaj chciałem trochę spokojniej podejść do sprawy. Znaczy, niekoniecznie chciałem, wolałem już zrobić coś konkretnego, ale to wiązało się z ryzykiem, a ryzykować życiem Haru nie zamierzam. Wpierw przejrzałem listy gończe z nadzieją, że znajdę jakąś znajomą twarz. Trochę tych papierów było, ale po czasie znalazłem dwóch z pięciu poszukiwanych. Niby niewiele, ale zawsze coś. Jak Haru wróci, będzie miał jakieś pojęcie o tym, kogo szukamy. I może wtedy powie mi o tych delikwentach nieco więcej. Zabrałem potrzebne mi listy i następnie zabrałem się za przesłuchiwanie złapanych dwa dni temu złodziei, ale tylko straciłem czas. To były płotki, i to przestraszone płotki, które to niewiele wiedziały, albo raczej nie powiedzieli mi czegoś, czego już nie wiedziałem. Wypełniając papiery zerkałem od czasu do czasu na Maxa, który w sumie zachowywał się jak zawsze. Dobrego zawodnika wybrali na szpiega. 
Dzisiejszy dzień był spokojny. I mało przełomowy. Wróciłem do domu tylko z dwoma listami i oczywiście zmartwieniem. Miałem wielką ochotę ruszyć za Haru, ale coś tak czułem, że to nie byłby dobry pomysł. Z jakiegoś powodu jego wuj mnie nie tolerował, czego nie rozumiałem. Wiem, że przed mój gatunek stracił swoją rodzinę, jednak ja osobiście nic mu nie zrobiłem. Co więcej, daję mu miejsce do życia, a także bronię jego bratanka. Nie daję mu więc powodu, by żywił do mnie jakąkolwiek urazę. Wiem, że lubić go nie muszę, ale z kolei należało go tolerować, chociażby dla Haru. W końcu, ten ponury staruch to jego jedyna rodzina, która jest w stanie mu co nieco więcej opowiedzieć o jego przodkach, a ze względu na rasę Haru to jest bardzo ważne. 
– Wróciłem – odezwałem się, kiedy tylko wszedłem do sypialni, do naszych kociaków. Poza Ametyst, żadne nie przywitało mnie wylewnie. Tradycja i Dama leżały sobie na łóżku, rozciągnięte i rozleniwione. Miło z ich strony. – Dzień dobry, piękna. Dzisiaj już jedzenie było w porządku? – zapytałem doskonale wiedząc, że i tak jej nie zrozumiem. Jak kociaki mogły narzekać na jedzenie? Przecież dostawały wszystko, co najlepsze. A to pierś z kurczaka, a to polędwiczka, a to filet z ryby, dobrego jakiś delikatny sos, trochę warzyw... biorąc pod uwagę, co muszą jeść koty żyjące w mieście, to mają naprawdę dobrze. – Chodź, poczekamy na tatę – dodałem, biorąc ją na ręce i idąc do łóżka, by się na nim położyć. Bez Haru strasznie tu jakoś pusto było... 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz