Odruchowo zerknąłem na godzinę, to jeszcze nie był jego czas, a skoro zabiera ze sobą psa, najpewniej idzie polować, na Boga żałuję, że się na to zgodziłem, czasem czuję, że krew tych ludzi pozostaje na moich rękach, mój pan miał rację, staje się potworem, mając przy sobie potwora.
Cicho wzdychając, wstałem z krzesła, ruszając w stronę wyjścia z kuchni.
– Bezpiecznej pracy – Życzyłem mu, wracając do kuchni, nie żegnając się z nim zbyt czule, wciąż byłem na niego zły, prosiłem go, aby nie spotykał się z tym aniołem, a mimo to robi mi na złość i spotyka się z nim, a później zdziwiony, że się złoszczę, czasem naprawdę zachowuje się jak palant.
Sorey opuścił dom, pozostawiając mnie samego, co prawda nie na długo, bo już po chwili dzieciaki wróciły, natomiast one zamknęły się w swoich pokojach, a ja znów zostałem tu całkiem sam.
W nocy trudno mi było spać, na początku nie umiałem zasnąć, a gdy już mi się to udało snu, które mnie nawiedzały nie były zbyt przyjemne, ten anioł nie był w całe takie święty, omamił Soreya, a ten odszedł, ten koszmar nawiedzał mnie za każdym razem, gdy tylko oczy zamknęły się, miałem dość nie chciałem o tym już śnić, dlatego, gdy sen po raz kolejny przyśnił mi się ten sam, nie zasnąłem już przez resztę nocy, wpatrując się w okno, za którym pojawiało się wschodzące słońce.
Ciężko westchnąłem, zdając sobie sprawę z jednej drobnej sprawy, dziś już nie zasnę, mimo że bardzo bym tego chciał.
Przykrywając twarz poduszką, zamknąłem oczy, mając nadzieję, że może to coś da, niestety nic to nie zmieniło, a ja, zamiast spać, leżałem, utrzymując zamknięte oczy, aby, chociaż trochę oszukać swój umysł, próbować można, a kto wie, czy coś z tego nie wyjdzie.
Zmęczony coraz to bardziej znów zasnąłem i znów miałem sen, tym razem sen był spokojny i przyjemny z powodu czego tak dobrze mi się spało.
Przebudził mnie ruch na łóżku, a prowodyrem tego ruchu był mój mąż, zadowolony jak nigdy dotąd, wygląda, jakby zabił, a więc na pewno ma dobry humor.
– Dzień dobry owieczko – Zadowolony ucałował moje usta, szczerząc się jak głupi do sera.
– Dzień dobry – Odpowiedziałem spokojnie, leżąc wciąż w łóżku, nie mając ochoty z niego wstawać zresztą, po co? Dzieci zapewne do znajomych pójdą, Sorey idzie na spotkanie z aniołem słodkim w dodatku, a więc ja będę dziś cały dzień w łóżku, bo czemu by też nie.
– Lepiej się dziś czujesz? – To pytanie mnie trochę zaskoczyło, czy ja narzekałem, że się źle czuje? No raczej nie, a więc skąd takie zdanie?
– A co czułem się gorzej? – Zapytałem, niczego nie rozumiejąc, unosząc jedną brew ku górze.
– No wiesz, wczoraj byłeś bardzo nerwowy i nie wiem, czy wciąż masz ten problem – Wyjaśnił, zaczynając bawić się moimi włosami przez cały czas, patrząc mi głęboko w oczy.
– Nie jestem nerwowy i nie będę, o ile nie pójdziesz na kawę w tym chłopakiem – Wytłumaczyłem, stawiając sprawę jasno.
– Miki podjąłem już decyzję – No i tyle byłoby z dobrego humoru.
– No tak ty już decyzję podjąłeś – Westchnąłem, nie chcąc już z nim o tym dyskutować, jak widać, i tak nie interesuje go moje zdanie, no nic niech robi, co chce i tak w końcu nie jest ważne, co ja mówię i myślę.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz