czwartek, 3 października 2024

Od Mikleo CD Soreya

Byłem zaskoczony jego odpowiedzią, on się zgodził, naprawdę się zgodził, mimo że zawsze mi odmawiał, bardzo mi miło z tego powodu przynajmniej w taki sposób mogę mu jakoś pomóc…
– Poważnie? Mogę to zrobić? – Zapytałem zaskoczony, patrząc na niego z radością w swoich lawendowych oczach, tak bardzo chcąc mu pomóc, nie miałem wiele pomysłów na to, jak mu w tej chwili pomóc, aby mógł się zrelaksować, odprężyć, chociaż jest jeszcze jeden sposób, przy pomocy którego mógłbym mu pomóc się odprężyć.
– Tak, może – Zapewnił mnie, ciesząc tą odpowiedzią.
Uśmiechając się ciepło, położyłem dłoń na jego czole, uwalniając odrobinę mojej mocy, wiedząc, że i zbyt wiele jej nie potrzebowałem.
Sorey zasnął, mocno trzymając mnie w swoich ramionach, położyłem głowę na jego klatce piersiowej, zamykając swoje oczy, w jego ramionach tak szybko zasnąłem, czując bezpieczeństwo, ciepło i spokój, którego potrzebowałem, aby przesłać jeszcze kilka godzin.

Przebudziłem się może z godzinę później, zerkając na męża, który wciąż spokojnie sobie spał, powoli i po cichu uwolniłem się z jego ramion, opuszczając sypialnie, dając mężowi porządnie się wyspać, a może bardziej odpocząć, sen nie był mu potrzebny, natomiast odpoczynek już tak.
Wyspany mogłem zabrać się za obiad, dzieciaki dziś wrócą trochę później, mając zajęcia do siedemnastej, nie wiem, kto tworzył takie plany, uczeń przychodzi do szkoły o ósmej rano i wraca prawie o szóstej, a gdzie czas na naukę, zadania domowe i co najważniejsze odpoczynek? Co z tym wszystkim? Oni chyba chcą wykończyć nasze dzieciaki, z drugiej strony im dłużej są w szkole, tym mniej kombinują, a to też ważne. Mimo wszystko dla mnie to po prostu kpina, co jednak mogłem zrobić? Tak właściwie to nic, muszą się uczyć, aby być mądrymi ludźmi.
Dając sobie w tej sprawie spokój, dzieciaki są w szkole, a my w domu, Sorey śpi, a ja w tej chwili gotuję, a więc pora skupić się na posiłku, który dla nich szykuje.
Zajęty obiadem na chwilę całkowicie wyłączyłem się skupiony tylko na tym, co w tej chwili robię.
Obiad przygotowałem, odstawiając na bok, zakrywając wszystko przed oczami zwierzaków, które mógłby się do tego dobrać.
Zadowolony poczułem tak dobrze znany mi ramiona oplatające się około mojego ciała.
– Już nie śpisz? – Zapytałem, odwracając się w jego stronę, kładąc dłonie na jego ramionach.
– Dlaczego nie było cię w łóżku obok mnie? – Zapytał, mocniej ściskając dłonie na moich pośladkach.
– Wyspałem się, a więc nie było sensu leżeć w łóżku, w tym czasie zrobiłem obiad, a ty mogłem spokojnie odpocząć, już ci lepiej? – Zapytałem, zmieniając temat, chcąc całkowicie skupić się na nim.
– Wyspałem się, chociaż wciąż mam ochotę ich wszystkich zamordować – Stwierdził, trochę mnie tym martwiąc.
– Masz ciśnienie tak? – Zapytałem, wpadając na pewien, mogę mu pomóc, aby trochę się odprężyć.
– Można to tak nazwać – Stwierdził, na co kiwnąłem łagodnie głową.
– Wiesz, mogę ci pomóc trochę to ciśnienie spuścić – Wymruczałem, od razu, dostrzegając szeroki uśmiech na jego twarzy.
– Tym nigdy nie pogardzę – Wymruczał zadowolony ciągnąć mnie w stronę krzesła, rozsiadając się wygodnie, czekając na moje działania.
Grzecznie uklęknąłem przed mężem, wyciągając jego przyjaciela ze spodni, biorąc go do ust, dbając o niego najlepiej, jak tylko potrafiłem, czując zaciskającą się dłoń na moich włosach, zmuszającą mnie do głębszego wkładania sobie go do ust.
Zrobiłem mu dobrze, tak jak lubił, najbardziej połykając wszystko, czym mnie obdarowywał.
– Lepiej? – Zapytałem, oblizując swoje usta, będąc w stanie zrobić dla niego wszystko o co, tylko by poprosił.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz