Czułem się jakoś dziwnie, ten zapach drażnił moje nozdrza, które nie reagowały najlepiej z powodu tego okropnego zapachu, moje zmysły zaczęły szaleć, a ja sam czułem gorący pot spływający po moich plecach.
Słyszałem głos mojego męża, który docierał do mnie z daleka, miałem wrażenie, że jest ode mnie oddalony o kilka kilometrów, chociaż był tak blisko mnie.
Czując okropny ból głowy, położyłem dłonie na głowie, zagryzając mocno swoje wargi.
– Haru – Daisuke dotknął moje ramie, które strąciłem, czując narastającą złość.
– Odejdź – Warknąłem, czując nadchodzącą przemianę, nad którą nie byłem w stanie zapanować.
– Haru, o co ci chodzi? – To ostatnie co usłyszałem, nim mój umysł na chwilę się wyłączył, a negatywne emocje przejęły kontrolę.
Złość przejęła nade mną władze, a nagła przemiana, nad którą nie mogłem zapanować. Zaczęła, budząc we mnie najgorsze wilcze ceny.
Przemieniony cicho warczałem, prostując swoje silne wilcze ciało.
– Haru… – Na dźwięk ludzkiego głosu odwróciłem swój masywny łeb, ukazując swoje ostre jak brzytwa zęby, przerażając stojącego przede mną człowieka. – Haru co ty robisz? – Zapytał, chcąc mnie dotknąć, moje zęby od razu go przed tym przestrzegały, dając mu jasno do zrozumienia, że to bardzo głupi pomysł.
Kłapnąłem pyskiem, ruszając w jego stronę, widząc, jak cofa się, opuszczając powoli pomieszczenie, starając się mnie nie prowokować.
Pokazując mu kły, kłapiąc pyskiem, odstraszałem od siebie człowieka, którego zapach był dość znajomy, chociaż wciąż dla mnie nie do odkrycia, trochę tak, jakbym pamiętał, ale już zapomniał, trochę niezrozumiałe, nie chcę go atakować, a jednocześnie nie chcę, aby się zbliżał, jasno dając mu do zrozumienia, że ma trzymać się z daleka.
Mężczyzna mimo ostrzeżenia próbował mnie dotknąć, wywołując u mnie jeszcze większą złości.
W złości uderzyłem łapą w drewnianą chatkę, w której zrobiłem sporą dziurę.
Człowiek stojący przede mną wycofał się w ja, widząc to, warknąłem głośno, ruszając przed siebie.
Nieważne było, gdzie biegnę, po prostu biegłem przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie, słysząc krzyki i piski ludzi, które bardzo mnie irytowały, głupi ludzie krzyczą, drażniąc moje biedne uszy.
W pewnym momencie usłyszałem straż, który zmusił mnie do zatrzymania się w miejscu, czując kule, uderzając w moje ciało, rozzłoszczony ruszyłam na wymierzających do mnie z broni mężczyzn w celu ukrócenia ich żałosnego żywota, idioci nie mają pojęcia, na co się piszą, jak bardzo będą tego żałować, gdy rozszarpie po kolei ich stęchłe kości.
Mężczyźni wycofali się. Myśląc, że to wystarczy, aby im odpuścił, wściekłych chciałem ich rozszarpać, udało mi się nawet dorwać jednego z nich, wgryzając się w jego ramie, które zacząłem szarpać, będą w stanie z łatwością je wyrwać.
Strzał prosto w łeb wywołał u mnie naprawdę spory ból, odruchowo puściłem rękę, cofają się o krok do tyłu, warcząc głośno…
Człowiek, który strzelił raz w moją głowę, wymierzył ją jeszcze raz, chcąc trafić prosto między moje oczy.
Widząc to, co chciał uczynić, zakryłem łapą pysk, czując kulę uderzającą prosto w moją łapę.
Miałem ochotę ich rozszarpać, jednak nie miałem z nimi najmniej szans, było ich za dużo, a broń strzelała z każdej strony, na co nie byłem przygotowana, wycofując się, uciekłem w las, mając ochotę rozwalić wszystko, co po drodze napotkałem.
<Paniczu? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz