niedziela, 6 października 2024

Od Mikleo CD Soreya

Moje ciało i zimno świetnie ze sobą współgrały, dlatego nie miałem powodu do narzekania ani zakładania żadnych dodatkowych ubrań na to, co już i tak miałem na sobie założone, tak było mi po prostu najlepiej.
– Niczego więcej nie potrzebuję, nie zwracam uwagi na zimno, czyżbyś o tym zapomniał? – Dopytałem, oczywiście rozumiem, że się o mnie martwi jednak to nie było potrzebne nie w tej sytuacji, zdecydowanie nic mi się nie stanie, jeśli moje ciało nie będzie miało żadnego nakrycia.
Sorey przyjrzał mi się uważnie, kiwając łagodnie głową, chwytając moją dłoń.
– Jeśli jesteś tego pewien – Ucałował moją dłoń, prowadząc do wyjścia z domu.
Spacer był bardzo przyjemny, miło było trzymać w dłoni jego dłoń, spacerując po lesie, korzystając z czasu sam na sam, niby zawsze mamy okazję, aby pobyć tylko we dwoje, a mimo to i tak nigdy nią nie pogardzę.
– Jesteś bardzo zimny – Usłyszałem głos mojego męża, który przytulił mnie do siebie, całując moją lodowatą dłoń.
– A to oznacza, że jestem zdrowy – Stwierdziłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
Im zimniejsze byłem tym dla mnie lepiej, w końcu potrzebowałem chłodu, potrzebowałem zimna, bez którego nie mógłbym być zdrowym, właśnie, gdybym był ciepły, to wtedy musiałby się o mnie martwić, a w tej chwili wszystko jest dobrze.
– No tak, chociaż wciąż jest to martwiące – Stwierdził, kładąc dłoń na moim policzku, delikatnie go głaszcząc.
Odruchowo położyłem dłoń na jego dłoni, wtulając w nią swój policzek, ciesząc się jego bliskością.
– Kocham cię – Szepnąłem, wciąż łagodnie się uśmiechając.
– I ja ciebie kocham owieczko – Zapewnił mnie w swoich słowach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, który trwał tak długo, jak wiele powietrza w płucach mieliśmy.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy powietrza przestało brakować, a płuca nie chciały się z nami porozumieć.
Łapiąc zachłannie powietrze do płuc, potrzebowaliśmy chwili, nim znów będziemy mogli wrócić do pocałunku.
– Wracajmy, zimno się tu robi – Mruknął, czując pierwsze krople deszczu uderzające o jego twarz.
Spojrzałem na jego mokry policzek, który wytarłem, uśmiechając się do niego łagodnie niespecjalnie, chcąc wracać do domu, tu było mi tak przyjemnie, zimno i deszczowo, czego więcej było mi potrzeba? Nie chciałem wracać do domu, tu było tak przyjemnie. Widzę, natomiast, że mu ta pogoda nie odpowiada, dlatego nie mogę zmuszać go do siedzenia tu ze mną, możemy już wrócić do domu, a ja zawsze moje posiedzieć sobie na ogrodzie w domu, gdzie również będę miał chłód i deszcz, którego potrzebuje moje ciało do lepszego samopoczucia.
– Zimno? Wciąż przeszkadza ci niska temperatura na zewnątrz? – Zapytałem, posłusznie, ruszając do domu, tak jak sobie tego życzył mój ukochany mąż.
– Sam nie wiem może trochę – Stwierdził, mocno trzymając mnie za dłoń, prowadząc do domu.
– To trochę dziwne nie uważasz? Demon chyba nie powinien odczuwać chłopcu ani ciepła – Nie byłem pewien tego faktu, oczywiście wiem, że Sorey jest inny niż pozostałe demony, natomiast nie wiem, czy on powinien odczuwać takie temperatury to dziwne, nawet jak na niego…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz