Otwierając zaspane oczy, dostrzegłem w sypialni Banshee, a to oznaczać mogło jedno, Sorey już tu był i nie wiem już, czy się cieszysz, czy też nie, bo co, jeśli zaraz zaczną się wyrzuty? Ech ostatnio jest z nim trudniej niż zazwyczaj.
Podniosłem się do siadu, zerkając na męża, który uważnie mnie obserwował, nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, ale usta nie poruszyły, osobiście nie wiem, czy chciałem z nim rozmawiać ostatnio, gdy to robię, mówię coś, co mu nie odpowiada.
Na szczęście nic mówić nie musiałem, pukanie do drzwi przerwało ciszę.
– Mamo śpisz jeszcze? – Drzwi otworzyły się, a za nimi stanął mój syn, który wyglądał już na gotowego do opuszczenia domu wraz z ciocią. – Cześć tato – Zwrócił się do mężczyzny siedzącego w fotelu, wracając spojrzeniem w moją stronę. – Ciocia już wstała – Dodał, wychodząc z pokoju.
Westchnąłem cicho, podnosząc się z łóżka, koniec odpoczynku, w sumie to będę miał dużo czasu na odpoczynek, kiedy dzieci nie będzie, nigdzie nie wyjdę, bo przecież to niebezpieczne i będę tu tracił resztki zdrowego rozsądku.
Opuściłem sypialnię, witając się z kobietą również gotową już do opuszczenia naszego domu.
Musiałem więc szybko doprowadzić się do porządku, ale Lailah i Sorey nie byli zbyt długo razem.
– Chciałabym zabrać wasze dzieciaki na tydzień do zamku – Odezwała się, gdy tylko wróciłem do nas z dwoma herbatami i jedną kawę. Nie muszę rozmawiać z mężem, aby zrobić mu kawę, niech ma mnie, za kogo chce, ale potrafię mimo złości na niego, chociaż trochę go uszczęśliwić.
– Nie uważasz, że to trochę za długo? Poradzisz sobie z nimi? – Sorey oczywiście od razu zabrał głos, musząc wszystko wiedzieć, oczywiście to bardzo dobre, ale on czasem zdecydowanie przesadza.
– Oczywiście, że tak. Hana i Haru nie są aż tak nieprzewidywalni, jak wasze poprzednie dzieci, a w szczególności Merlin, skoro z nim sobie poradziłam, to jest z nimi świetnie dam radę – Stwierdziła, nie dając mężczyźnie żadnego argumentu, nawet ten nie zgodził się na ich wyjścia.
– Obiecaj mi tylko, że będziesz ich pilnować i odprowadzisz tu do domu całych i zdrowych – Poprosił, a wręcz brzmiał, jakby nakazywał jej to, cały Sorey ostatnio chyba bardziej jest demonem niż przedtem, jakkolwiekby to oczywiście nie brzmiało.
– Obiecuję, wrócą tu cali i zdrowi za tydzień – Zapewniła, uspokajając Soreya, chociaż trochę.
Spokojnie dopiliśmy swoje gorące napoje, pożegnaliśmy się z dziećmi, z kobietą i. I pozostaliśmy sami.
Odsuwając się od drzwi, nie czułem jakiejś satysfakcji z powodu pozostania sam na sam z mężem, widząc go. Czuję, że cokolwiek bym nie powiedział lub nie zrobił, od razu będzie źle, wciąż jest wściekły za to, co mu powiedziałem, ale ja sam uważam, że dobrze zrobiłem, przynajmniej nie spotyka się z tym archaniołem i nie prowokuje go do ataku, gdyby jednak sobie o nas przypomniał.
Sorey rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie, którego nie chciałem analizować, zabrałem kubki do kuchni, myjąc je po gorących napojach.
Dzieci dopiero opuściły dom, a ja już czuję, że to będzie ciężki dla mnie tydzień, on na pewno pierwszy się nie przełamie, a ja mam dość ciągłego uginania się przed nim, wytrzymałem długo bez seksu, gdy nie było go na świecie, to on jest ciągle nienasycony, a więc będzie radził sobie sam, bo chociaż nie zrobił niczego, abym mu się nie oddał to cóż, jego zachowanie i traktowanie mnie jak swoją własność drażni mnie wywołujący brak ochoty na czułości z jego strony.
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz