niedziela, 20 października 2024

Od Mikleo CD Soreya

Na jego pytanie od razu uśmiechnąłem się łagodnie.
– Wyśle list przy pomocy gołębia, tak jak zawsze to robię – Wytłumaczyłem, przypominając mu bardzo prosty fakt i sposób jego wykonania, nie było po przecież trudne, napisze list i pójdę go wysłać, od cała robota, Lailah powinna go dostać w przeciągu jednego dnia, dziś jest czwartek, jeśli wyśle go jeszcze dziś, prawdopodobnie kobieta dostanie go jeszcze jutro lub w sobotę rano, jeśli zechce je odebrać, może nawet w niedzielę tu być, a więc dzieci cały tydzień będą w towarzystwie cioci, a to im na pewno dobrze zrobi, w końcu tam są serafiny, a one do prawidłowego rozwijania się potrzebują mieć kontakt z serafinami, ja to za mało, dlatego jestem jak najbardziej za tym, aby tam poszły.
– Nie jestem pewien, czy to taki dobry pomysł, a co, jeśli coś się im stanie? No nie wiem, nie jestem za bardzo ku temu skłonny – Stwierdził, czym specjalnie mnie nie zaskoczył, zawsze najlepiej czuł się, mając dzieci przy sobie, nie wiem, jak on zniesie ich odejście, w końcu dorósł, a wtedy już nas opuszczą, idąc w swoją stronę, niepierwszy to dziecko, które wypuszczam spod swoich skrzydeł, wiem, jak to działa i co robić, może też, dlatego jestem tak nastawiony na ich odejście, nie jest to dla mnie aż tak traumatyczne co kiedyś, wiem przecież, że taka jest kolej rzeczy, kiedyś muszą się usamodzielnić.
Dlatego uważam, że dobrze się stanie, jeśli na ten tydzień pomieszkają u cioci, co jak co, ale ona też sobie z nimi dobrze radzi, nie da się im tak szybko omotać, w końcu nie jedno nasze dziecko już miała przyjemność wychować. Wie, co i jak, i dobrze to wiemy.
– Przemyśl to sobie, pamiętaj, że to im dobrze zrobi, spotkanie z przyjaciółmi będzie miłą odmianą, czas z innymi serafinami też dobrze im zrobi – Stwierdziłem, całując go w policzek, biorąc łyk wciąż ciepłego napoju.
Sorey westchnął ciężko, siadając na krześle, wpatrując się we mnie z uwagą, stukając palcami o stół.
– Może i masz rację… – Ciężko westchnął, odwracając głowę w stronę okna, wpatrując się w nie, wciąż stukając palcami o stół.
– Na pewno ją mam, nie musisz się tak martwić, wszystko będzie dobrze – Odstawiłem kubek na stół, podchodząc do męża, całując go w czubek głowy. – Pójdę się przebrać, a ty przemyśl to sobie na spokojnie i daj mi znać, jak już decyzja zostanie podjęta – Dodałem, opuszczając kuchnie, idąc do łazienki, gdzie od razu przebrałem się w bardziej codzienne ubrania, w których będę mógł chodzić.
Przejrzałem się w lustrze, poprawiłem grzywkę, upewniając się, że wyglądam dobrze, opuściłem łazienkę, wracając do męża, który wciąż siedział w kuchni, wpatrując się w okno, najwidoczniej wciąż myśląc nad całą tą sprawą, on chyba trochę za bardzo to wszystko przeżywa, nic się złego nie stanie, po co tak panikować?
– Myślisz wciąż nad tą sprawą? – Zapytałem, kładąc dłonie na jego ramionach, całując go w policzek.
– Tak i może lepiej, żeby tu zostali, wolę mieć na nich oko – Stwierdził, czym w ogóle mnie nie zaskoczył, cały on, boi się o dzieci, i to za bardzo, zdecydowanie za bardzo.
– Jeśli tak uważasz, ja się z tym nie zgadzam, moim zdaniem powinni się tam udać, tak będzie dla nich lepiej dla nas zresztą też, mielibyśmy trochę czasu dla siebie – Dodałem, uśmiechając się do łagodnie, siadając na jego kolanach, uśmiechając się przy tym łagodnie.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz