Mimo drobnego przekonania się do broni nie lubiłem jej używać, nie lubiłem również atakować ludzi, swoimi pazurami niestety czasem się po prostu nie da, w obronie własnej po prostu czasem trzeba być mordercą, aby nie zostać ofiarą.
Kiwnąłem więc posłusznie głową, zabierając ubrania na przebranie, w razie, gdybym musiał przybrać te bardziej niebezpieczną stronę i broń, która może się przydać, a w całe nie musi i aby tak właśnie było, ja naprawdę nie lubię używania broni, nawet jeśli są to moje własne pazury.
– Możemy już iść – Stwierdziłem, mając już wszystko, co było mi potrzebne w razie kryzysowej sytuacji.
Mój panicz zerknął na mnie, ruszając w stronę drzwi wyjściowych z gabinetu znów, napotykając strażników, których od razu zainteresowaliśmy swoimi osobami.
– Haru – Usłyszałem głos Ryo, który po ujrzeniu nas od razu ruszył w naszą stronę. – Kambę miło cię znów widzieć – Dodał, gdy tylko podszedł bliżej, obrzucając go piorunującym spojrzeniem.
– Hoshino nie powiem, że wzajemnością – Mruknął, a ich spojrzenia, gdybym mogły, już dawno by się zabiły.
Na Boga, dlaczego nie mogą, choć udawać, że się lubią? Trochę jak dzieci, które walczą o swoją ulubioną zabawkę.
– Ryo coś potrzebujesz? – Przerwałem ich walkę na spojrzenia, skupiając na chwilę uwagę na mnie.
– Potrzebuje więcej informacji, gdzie mogę spotkać chłopca, jak wygląda i co robi – Nie powiedziałem mu tego wczoraj? No chyba nie, skoro właśnie o to pyta.
– Chłopiec… – Zacząłem mu tłumaczyć, jak wygląda, gdzie może go spotkać i do jakiej pracy uczęszcza mniej więcej, w jakich godzinach, dając mu wszystkie informacje, jakie potrzebuje.
– Dobrze, mam wszystko, spokojnej pracy wam życzę – Podziękował, odchodząc od nas, pozostawiając mi na głowie niezadowolonego panicza, który spojrzał na mnie tym swoim niezadowolonym spojrzeniem.
Wygląda na to, że jest na mnie zły, a ja kolejny raz nie wiem, dlaczego, przecież nic złego nie zrobiłem, odpowiedziałem tylko na pytanie, w czym, więc tym razem jest problem? Czasem naprawdę go nie rozumiem.
– Idziemy? – Zapytałem, chcąc na chwilę oderwać go od myśli, które zapewne krążyły wokół Ryo, a tego bym nie chciał, już i tak wystarczająco się denerwuję, nie musi jeszcze bardziej.
– Tak – Burknął, idąc przodem wciąż bardzo, ale to bardzo zły.
Westchnąłem ciężko niechcący już tego komentować, aby przypadkiem bardziej go nie, że złościć.
Ruszyłem za nim w milczeniu, skupiając się na drodze, którą tak dobrze już znaliśmy.
Niedaleko magazynu zatrzymaliśmy się, abym mógł troszkę powęszyć, jak to brzmi człowiek, który będzie w tej chwili węszył jak pies, którym można by mnie nazwać, biorąc pod uwagę to, kim jestem w swojej drugiej skórze.
Robiąc to, co robić miałem zacząłem węszyć, czując różne ludzkie zapachy, a w tym wszystkim jeden podejrzany, to zdecydowanie nie był człowiek, najprawdopodobniej jakiś wygnaniec, kim, jednak był? Nie byłem w stanie tego wyczuć, a raczej po prostu nie znałem tego zapachu.
– Ciekawe – Mruknąłem cicho, zaciekawiając tym samym mojego męża, który podszedł bliżej, rozglądając się uważnie.
– Co jest takie ciekawe? – Zapytał, na chwilę, zwracając moją uwagę.
– Posiadając wygnańca – Wyjaśniłem, wciąż zaskoczony tym, co w tej chwili czułem.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz