No tak tego można było się po nim spodziewać, najlepiej niech się obrazi i pójdzie do koszar, pozostawiając mnie tu samego, cudownie właśnie tego potrzebowałem, złego za całą sytuację przyjaciela i obrażonego na mnie męża.
Nie odpowiedziałem ani słowa na jego wywód uważnie go obserwując, mój mąż, widząc, że nic mu na to nie odpowiem, westchnął ciężko, opuszczając sypialnie.
Pozostałem więc sam, nie mając nic w głowie, żadnych pomysłów, planów, działań, mogłem szukać odpowiedzi w książkach, mogłem się zastanawiać nad tym, co zrobić, wiedząc, że niczego nie wyczytam z książek, tracąc tylko na tym czas, co jednak miałbym robić innego? No problem w tym, że nic innego nie było w planach, dlatego musiałem zrobić to, co mi kazał, kierując swoje kroki w stronę biblioteki, w której zasiadając na starym, ale za to bardzo wygodnym fotelu zacząłem czytać, poszukując odpowiedzi na dręczące mnie pytania…
Czas mijał, kartki czytane, przekładane a odpowiedzi nadal kod uzyskałem.
Znudzony i trochę już podirytowany odrzuciłem książki na bok, ciężko wzdychając.
– Nic tu nie ma – Burknąłem pod nosem, wygodniej rozsadzając się w fotelu, wpatrując w sufit.
Czas mijał, ja nic nie znalazłem, mój mąż nie wracał, a to dodatkowo mnie irytowało, brak odpowiedzi i brak pomocy w niczym, w tej chwili mi nie pomagał.
Podirytowany uderzyłem dłonią o oparcie fotela, podnosząc się z niego, ruszyłem w stronę wyjścia z biblioteki, a następnie wyjścia z domu, mając już dość siedzenia w czterech ścianach, zdecydowanie bardziej wolałem wyjść na wdychać się świeżego powietrza i pomyśleć, mając nadzieję, że trochę mi to pomoże.
Niestety świeże powietrze w niczym mi nie pomogło, z głowy nagle odpowiedzi na wszystkie pytania nie znajdę, dlatego musiałem się ruszyć, zrobić coś więcej, wpadłem na pomysł opuszczenia rezydencji i wyruszenia podróż do miasta, co prawda nie miałem żadnego pomysłu na siebie, po prostu postanowiłem, że tam pójdę i może coś znajdę, może znajdę podejrzanego, jakikolwiek trop, który pozwoli mi coś wymyślić, coś więcej, niż tylko siedzieć w bibliotece i szukać odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi nie da się tam znaleźć.
Chodziłem sobie tu i tam, poszukując odpowiedzi na nurtujące nas, a raczej w tej chwili mnie pytanie.
Poszukując jakichś wskazówek, ruszałem przed siebie, patrząc tu i tam, napotykając po drodze zapach, zapach, który już zdążyłem poznać, to wygnaniec, mam go.
Ruszyłem za nim, a tak dokładnie za zapachem wygnańca, który ruszał w głąb miasta.
Zaciekawiony podążałem za nim, zatrzymując się przed koszarami, a on co tu robi? Czyżby przyszedł tu do tego zdradzieckiego strażnika?
Nie mogąc wejść do koszar, bo przecież byłem chory, schowałem się niedaleko koszar, obserwując otoczenie.
Czas mijał, a ja stałem i czekałem, czekałem i, i wyszedł.
Wysoki mężczyzna, dobrze zbudowany wraz z Maxem, no proszę, tego akurat można było się spodziewać, odkąd się tu pojawił, wszystko zaczęło iść nie tak, że wcześniej na to nie wpadliśmy.
Nie ukrywając się, bo to i tak nie miałoby najmniejszego sensu, cicho wycofałem się. Udając, że nic nie widziałem, musiałem zachować się normalnie, ale nie ukrywać.
Skoro ja czuję jego, to on czuje mnie, dlatego sensu nie było uciekać, a jedynie iść przed siebie, zachowując, tak jakby nic się nie działo.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz