czwartek, 31 października 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Wracając do domu od razu wyczułem, że coś jest nie tak, albo raczej wyczuwałem dodatkową obecność w pobliżu. Anielską obecność. Lailah... Miałem jednak cichą nadzieję, że nie przyleci po dzieciaki przeze mnie, a jednak się pofatygowała. Teraz nie mogę odmówić, bo będzie to źle wyglądać. Jeżeli kobieta obieca mi, że się nimi zajmie , i przyprowadzi ich z powrotem, będę się musiał zgodzić, nie będę miał w końcu dla dzieciaków wtedy żadnych racjonalnych argumentów, chociaż dalej nie byłem przekonany do tego pomysku. Skoro jednak znaleźli rozwiązanie na nasze problemy, nie będę miał wyjścia. Wychodzi więc na to, że ten tydzień będzie wolny. Szkoda tylko, że w żaden sposób go nie wykorzystamy, bo ja ugiąć się nie zamierzam. Będę miał mnóstwo czasu na naprawienie tego ogrodzenia wokół domu. Nie chciałbym, by kręcili mi się tu obcy i dzikie zwierzęta. Co prawda, tych najgorszych osobników nie powstrzymam, no ale jakieś zajęcie sobie znaleźć muszę. Gdyby jakiś inny, szanujący się demon zobaczył, co ja robię, chyba padłby ze śmiechu. Z jednej strony czasem mam ochotę się wyrwać z tej spokojnej spirali, zrobić coś, co zrobiłby prawdziwy demon, przestać przejmować się tym, co pomyśli Mikleo. Z drugiej strony jednak ta resztka z mojego poprzedniego życia dalej we mnie tkwiła i jako dawny anioł darzyłem go miłością, do której normalny demon nie jest zdolny. Chciałem, by był ze mnie dumny, by mnie kochał, dawał mi atencję, by czuł się przy mnie bezpiecznie. Oby te dwie strony często się ze sobą kłóciły, i coraz to częściej wygrywała ta pierwsza. 
– Spokojnie, Banshee – odezwałem się łagodnie do mojej pięknej psinki, która kręciła się pod drzwiami, niezadowolona z powodu obecności nieznanego jej anioła. Pewnie Miki ją wyrzucił, bo się nie do końca dobrze zachowywała, a że kazałem jej go słuchać, nie miała wyjścia. – W porządku, Lailah to przyjaciel. Chyba – dodałem cicho, jednak czując tą niepewność wobec kobiety.
Wszedłem powoli i cicho do środka. Sądząc po odgłosach, albo raczej ich braku, wszyscy jeszcze spali. Banshee trzymała się blisko mnie, wpatrując się z wrogością w śpiącą na kanapie kobietę. Instynkt kazał jej atakować, ale powstrzymywał ją mój rozkaz. Gdyby nie to, na pewno by zaatakowała. W końcu, Lailah jest jej naturalnym wrogiem. W sumie, Mikleo i dzieciaki też, ale oni byli z nią od niemalże samego początku, więc jest do nich przyzwyczajona. To dla niej nowość. 
Nie chcąc wybudzić kobiety, bo pora była dosyć wczesna, ruszyłem w stronę sypialni, cicho wołając do siebie Banshee. Miki też spał, ubrany w moją koszulę i wtulony w poduszkę, która należała do mnie. To akurat było dziwne. Byliśmy skłóceni, był pewnie na mnie zły sądząc po tym, że nic mi nie odpowiedział i zamknął się w łazience. A jak jest się na kogoś zły, to raczej nie szuka się jego obecności w rzeczach należących do tej osoby. Podszedłem cicho do niego, otuliłem go kołdrą i postanowiłem zasiąść na fotelu cierpliwie czekając, aż się obudzi. Nie zamierzałem go budzić, poprzedniej nocy nie spał dobrze, dlatego lepiej, by teraz się spokojnie wyspał, nim wyprawiamy dzieciaki w podróż. Chociaż, znając je to już pewnie spakowane są. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz