Rozwścieczony i głodny niszczyłem wszystko, co napotkałem, atakując zwierzęta, które postanowiły wejść mi w drogę, a to akurat był najgorszy pomysł, rozzłoszczony zatrzymałem się nas jeziorem łapczywie, pijąc wodę, zmywając krew płynącą z mojego pyska, nasłuchując otoczenia.
Trzask gałęzi zachęcił mnie do podniesienia łba i spojrzenia w stronę, z którego nadchodził hałas.
Ludzie a oni, czego chcą? Znów będą próbowali mnie zabić? Nie doczekanie ich, prędzej to ja ich zabiję, obierając ze skóry.
Zjeżony patrzyłem na poruszające się gałęzie gotowy do ataku.
– Haru – Usłyszałem głos jednego z mężczyzn pojawiających się w zasięgu mojego wzroku.
Nie podobało mi się to, nerwowo zacząłem poruszać ogonem, ostrzegając ich przed zbliżaniem się do mnie, lepiej niech odejdą, nim zabiję, nie mając dla nikogo litości.
Dałem znać, aby nie podchodzić, wciąż czując agresję, która rosła we mnie, gdy tylko widziałem ludzi, nienawidzę ludzi, to największe pasożyty niszczące świat, to przez niech wygnańcy giną, przez nich, tacy jak ja muszą się ukrywać, nie wstyd im zapędzać nas w kozi róg, a gdy już w obronie własnej atakujemy, jesteśmy temu winni, bo to my zaczynamy. Nikt nie patrzy na ostrzenia, które się wysyła, nikt nie zwraca na to uwagi, a później płacz i zgrzytanie zębami, bo to coś zaatakowało, zrobiło krzywdę lub zabiło, ludzie są beznadziejnie i będę to powtarzał już zawsze. Chodzące kupt gówna, szkodząc całemu światu.
Mężczyźni podchodzili bliżej niepotrzebnie mnie, drażniąc, warknąłem, ruszając do przodu, zmuszając ich do cofnięcia się.
To ostatnie ostrzenie, jeśli jeszcze raz spróbują się zbliżyć, naprawdę ich skrzywdzę, a wtedy pożałują, że w ogóle chcieli się do mnie zbliżyć.
– Haru spokojnie nie skrzywdzimy cię – Usłyszałem głos jednego z mężczyzn, a jego słowa rozbawiły mnie, oni mnie nie skrzywdzą? To ja mogę ich zaraz skrzywdzić, oni nie mają ze mną najmniejszych szans.
Wydawałem z siebie coś na wzór śmiechu, który pokazał im, co o nich myślę, w tej chwili to oni powinni się bać, a nie ja.
Mężczyźni przyjrzeli mi się uważnie po raz kolejne, próbując się do mnie zbliżyć, i to była już prawdziwa przesada, ile mogę pokazywać, że nie życzę sobie ich bliskości? Ile mogę jeszcze ich ostrzegać? Dałem do zrozumienia kilka razy, aby tego nie robili, bo pożałują, sami się o to prosząc.
Ruszyłem na jednego z mężczyzn, przewracając go na ziemię, ukazując swoje ostre zęby, chcąc go zaatakować.
– Haru przestań – Dostałem w łeb czymś twardym, wywołując u mnie złość, unosząc łeb, ukazałem swoje ostre zęby, uderzając go łapą bez użycia pazurów, odpychając od siebie.
Ruszyłem w jego stronę, chwytając ubranie, unosząc w powietrze.
– Haru – Ten głos przerażający głos tak bardzo mi znajomy, czy ja go znam? W tej chwili nie byłem niczego pewien, moje zmysły szalały, a ja czułem się jak dzika bestia, która chciała zabić, zjeść i rozszarpać, pragnę krwi, śmierci bólu.
Puściłem go, robiąc krok w tył, przekręcając głowę na bok, przyglądając mu się uważnie.
– Haru – Mężczyzna wyciągnął dłoń w moją stronę na widok, której pokazałem swoje ostre kły, wycofując się, nie chciałem go atakować, dlatego uciekłem w głąb lasu, pozostawiając ich całych i zdrowych.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz