poniedziałek, 7 października 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Mikleo poniekąd miał rację, coś było ze mną nie tak, zauważyłem to jakiś czas temu i nie do końca wiem, co to spowodowało. Może jednak udziela mi się to zwykłe, codzienne życie? Kiedy żyłem życiem bardziej demonicznym, a na pewno znacznie bardziej niż teraz. I także mój mentor był demonem. A teraz? Ostatniego demona to ja niestety oczyściłem, a powinienem zabić, no i ciągła obecność Mikleo mnie łagodzi. I przypomina o dawnym życiu. A może to kwestia emocji? Teraz przecież czuję znacznie wcześniej, niż kiedyś, i jak chodzi o świat, i jak chodzi o emocje. Sam już nie wiem, jak to powinienem interpretować.
- I jak byłem z Abaddonem, nie miałem takich problemów. Dopiero odkąd jestem z tobą zauważyłem, że coraz to bardziej zwracam uwagę na temperaturę. Na początku tak nie było, dopiero z czasem zacząłem zauważać, że to powietrze coraz bardziej mi przeszkadza. Może ten chłód nie wpływa na mnie tak bardzo, jak wtedy, kiedy byłem aniołem, ale czuję taki dyskomfort, będąc na zewnątrz – wyjaśniłem, w końcu mając dosyć tego deszczu i wysunąłem swoje skrzydła, by stworzyć sobie z nich mały daszek. Deszcz był jeszcze gorszy niż zimny wiatr. Niestety, jako że Mikleo szedł blisko mnie, i on siłą rzeczy ukryty był pod moimi skrzydłami. Dla niego deszcz to coś wspaniałego, a dla mnie... ugh, nic przyjemnego. Jak woda, to tylko gorąca, i w balii. Innej nie akceptuję. 
- To ciekawe. Jak myślisz, dlaczego tak? – dopytał Mikleo, nie odsuwając się ode mnie pomimo tego, że powinien, by cieszyć się dobrodziejstw deszczu. 
- Podejrzewam, że to po prostu codzienne życie, nie dzieje się nic niezwykłego, cały czas robię to samo, no i jeszcze twoja obecność jest dla mnie kojąca, więc możliwe, że moje stare przyzwyczajenia wracają. Pewności nie mam, ale co innego mogłoby być – westchnąłem cicho, nie czując zadowolenia z tego powodu. Na razie jest to dla mnie po prostu nieprzyjemne, i mam nadzieję, że tak to się utrzyma. Nie chcę, by temperatura była moim słabym punktem. Nie mogę mieć słabych punktów. Już mam kilka takich, mianowicie moją rodzinę. Oni mi w zupełności wystarczają, a i tak to już duże nieudogodnienie. Zrobiłbym dla nich wszystko, a jako demon nie powinienem mieć takich słabości. – Powinieneś się odsunąć. I cieszyć się z deszczu – dodałem, zerkając na niego. 
- Mogę się cieszyć z deszczu, ale jeszcze bardziej wolę cieszyć się tobą – wyznał, uśmiechając się do mnie ładnie. Dziwna z niego istota. 
- Mnie będziesz miał cały czas. A deszcz już niekoniecznie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, trochę czując się źle, że mu odbieram taką prostą radość z życia. 
- Oj, teraz deszczów będzie dużo, o to się nie martw. I jeszcze wkrótce spadnie śnieg... nie mogę się tego doczekać – wyznał rozmarzony, a mnie przeszedł dreszcz. Skoro sama myśl wprawiła mnie w taki stan, to co to będzie w zimę... może mogę jakoś ten proces zatrzymać? I więcej robić tych demonicznych rzeczy? Tylko wtedy Miki nie będzie zachwycony. Niby mam zielone światło na takie rzeczy, ale i tak nie staram się mordować za często, by ani nie wzbudzać podejrzeń, ani by go nie zawodzić za często. No ale jakoś muszę to zastopować... będę musiał nad tym pomyśleć. 
- Przynajmniej ty będziesz czuć się lepiej – powiedziałem prosto z serca, którego chyba mieć nie powinienem, a jednak bije mocniej za każdym razem, kiedy widzę i słyszę mojego męża.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz