Powoli zacząłem rozumieć, w czym był problem. Haru nie tylko mnie nie pamiętał, nie pamiętał także siebie. W tej chwili był bestią, która łaknie krwi... tak jakby. Bo gdyby faktycznie nad sobą nie panował, nie przeżyłbym tego.
Skoro nie chce się ukryć, muszę go odmienić. Kiedy ostatnim razem nie potrafił się odmienić, wystarczył mój dotyk i spokój. Tylko teraz w ogóle nie daje mi się dotknąć, co rusz zbliżam rękę, ten szczerzy kły i kłapie nimi, jakby chciał mi ją odgryźć. Jeszcze mnie nie skrzywdził, ale jednak takie co chwila przekraczanie granicy może się nawet dla mnie nie skończyć dobrze.
Usiadłem więc spokojnie pod drzewem, opierając o nie plecy. Wzrok Haru dalej spoczywał na mnie, dlatego poklepałem miejsce obok mnie. Na ten gest prychnął cicho, potrząsając masywnym łbem.
– Co ci szkodzi? Nie zrobię ci krzywdy. A jeżeli uznasz, że jestem zagrożeniem, rozpłatasz mnie na pół w pół sekundy – odezwałem się, przez cały ten czas zachowując spokój.
Haru spojrzał na mnie, jak na totalnego durnia i z punktu widzenia potwora, wcale się mu nie dziwię. W tej chwili przedstawiam sobą zero instynktu przetrwania i według prawa natury powinien zginąć już jakieś dziesięć razy, ale ja go sobie nie odpuszczę. Owszem, to byłoby znacznie prostsze, odpuszczenie go sobie i znalezienie sobie kogoś bez takich włochatych problemów, jednak za bardzo mi na nim zależy, by go tak po prostu sobie odpuszczać. Zresztą, to byłaby droga na skróty, a ja tam nie lubię za bardzo chodzić na skróty. Lubię przyspieszać sprawy, nie całkowicie je porzucać.
Haru, po zrobieniu kilku kółeczek wokół mnie w końcu niepewnie położył się na ziemi, zachowując pewną odległość. Zaraz tę odległość skróciłem do zera, przysuwając się do niego, co mu się nie spodobało, czym obwieścił cichym warkotem.
– Co, mój zapach już ci się nie podoba? Ostatnio na niego nie narzekałeś. Stwierdziłeś, że pachnę jak owoce brzoskwini – przypomniałem mu, przyglądając się jemu zaskoczonemu, zdezorientowanemu pyskowi. Chyba, by upewnić się w moich słowach, przysunął pysk trochę bliżej mnie, poruszając nozdrzami, a następnie prychnął. – Teraz jeszcze dodatkowo pachnę tobą. Nie miałem okazji umyć się po naszym ostatnim, szybkim razie – dodałem, wyciągając rękę w stronę jego łba, co spotkało się z cichym warkotem. – Tylko położę dłoń na twoim łbie. Jeżeli nie będzie ci się podobać, zdejmę ją – obiecałem, a on niepewnie schował zęby.
Jak obiecałem, tak zrobiłem. Ostrożnie położyłem dłoń na masywnej głowie, delikatnie gładząc jego wyjątkowo miękką sierść. Nie słysząc żadnych sprzeciwów z jego strony, podrapałem go za uchem wiedząc, jak bardzo mu się to podoba, jednak nie robiłem tego za długo. Na przemian gładziłem jego sierść i drapałem go za uchem, a on stopniowo się rozluźniał i oswajał z moją obecnością. W pewnym momencie nawet sam z siebie położył głowę na moich udach, cicho wzdychając. Na ten widok uśmiechnąłem się łagodnie. To był Haru, którego znam.
– Kocham cię, Haru – odezwałem się łagodnie, kiedy jego ślepia, spokojniejsze, i nie przepełnione agresją, spotkały się z moim spojrzeniem, a następnie nachyliłem się, by złożyć na jego czole pocałunek, już w ogóle się go nie obawiając.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz