Nie za bardzo zainteresowało go imię tego anioła, a powinno. Przecież to archanioł, archaniołowie są dosłownie wojownikami Boga, którzy niszczą wszelkie zło, w tym przecież demonów. A ja żyję. I nie wdałem się w żadną walkę. Czemu on patrzy na to wszystko tylko przez pryzmat zazdrości? Kocham jego, i tylko jego, a wszystko, co chcę, to rozwikłać tajemnicę dziwnego anioła, albo tak właściwie archanioła. To potężna istota, wątpiłem więc, że tak łatwo nabawić go amnezji. Albo po prostu doskonale gra, ale kłamstwa nie wyczuwam, a grzechy to moja domena, od razu je wyczuwam.
- Archanioł bez ochoty zamordowania mnie cię nie dziwi? Bo mnie tak. Co prawda odpowiedział mi, że nic takiego nie pamięta, ale to też jest dziwne, nie uważasz? W taki sposób potraktować jedną z najsilniejszych niebiańskich istot? Do tego należy użyć potężnej magii – zapytałem, mając nadzieję, że podzieli moje zaciekawienie tą sprawą. Mam jego, także po co mi jakiś inny anioł? Dla Mikleo popełniłem wszystkie głupoty, i to Mikiego będę wielbić do końca swych dni.
- Skoro przyciąga takie kłopoty, lepiej się trzymać od niego z daleka – burknął, już ewidentnie na mnie obrażony. Ależ on drażliwy. Jeżeli jest tu ktoś, kto jest w stanie usunąć pamięć archaniołowi, to co może zrobić nam? Obawiałem się tego. Dlatego należało nauczyć się jak najwięcej o tej przypadłości, i mieć na oku tego anioła.
- Wrogów powinno trzymać się blisko – skwitowałem, co jeszcze bardziej go zezłościło. Może jakichś ziółek by się napił. Dobrze by mu one zrobiły.
- Jak blisko? – zmrużył niebezpiecznie oczy, co mnie zdenerwowało.
- Nie chcę cię zdradzać. Ten anioł w ogóle mnie nie interesuje, nie w ten sposób, w jaki ty interesujesz mnie. Muszę świat podpalić, byś w końcu mi uwierzył? – syknąłem, czując ogarniającą mnie wściekłość. Wdech, wydech, to świat chcę spalić, nie dom, który jest stosunkowo nowy, i Mikleo się podoba, tak więc niech on stoi jak najdłużej, póki Mikleo jest tu szczęśliwy. – Zastanów się nad tym. Nie chcesz mnie widzieć wściekłego – dodałem, kierując się sypialni. Musiałem w końcu przygotować się do pracy. Dzisiaj chciałem nakarmić i siebie, i Banshee. Najwyższa pora na to, moja powierniczka tajemnic ledwo już wytrzymywała, więc wybiorę jej odpowiedni cel i sam skorzystam, i dlatego z tego powodu opuścić dom musiałem wcześniej, by dorwać typa zanim wejdzie do karczmy. Przez to, co prawda, poranek będzie bez pieszczoty oralnej, i bez seksu, no ale coś czuję, że Mikleo i tak nie miałby na to ochoty, więc nic nie stracę.
Upewniając się, że dobrałem dobre ubrania, aby nie było widać krwi, to tak na wypadek, gdybym czegoś nie dopatrzył. Po tym opuściłem sypialnię i zawołałem do siebie Banshee, która już wyczuwała, że się święci, bo przybiegła do mnie zadowolona, merdając tym swoim ogonkiem pięknym.
- Tak, najesz się w końcu, ale musisz się mnie słuchać – powiedziałem do niej łagodnie, gładząc jej łebek. – Wychodzę do pracy – odezwałem się głośniej, by Mikleo mnie usłyszał. Może mnie pożegna ładnie, może nie... cóż, zgaduję, że ta zagadka zostanie niedługo rozwiązania. I też mam nadzieję, że się nie gniewa, nie w głowie mi zdrady i oglądanie się za innymi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz