Czując się znacznie lepiej, mogłem odetchnąć, powoli rozumiejąc, kim jestem, choć wciąż nie wiem, co się stało, nagle wpadłem w złość, a agresja niewyobrażalnie we mnie wzrosła, nie pozwalając myśleć, jak dobrze, że to już za mną, jestem sobą no prawie, wciąż w końcu jestem wilkołakiem, którym nie potrafię przestać być, potrzebuje chyba więcej czasu, aby znów stać się sobą.
Odpowiedziałem mu na wilczy sposób, wydając kilka dźwięków dla niego zapewne niezrozumiałych, ale dla mnie to jak rozmowa, mówiłem do niego, chciałem się porozumieć, ale on, on w tej formie mnie nie rozumie, to nic już niedługo znów będę sobą, potrzebuje tylko chwili, aby moje ciało pozwoliło mi znów być tym dawnym mną.
Daisuke coś do mnie mówił, czego nie słyszałem, a raczej nie słuchałem sensu jego słów, wstyd się przyznać, ale mój umysł skupił się na próbie powrotu do swojej ludzkiej formy bez wilczych akcentów, dlatego też nie miałem za bardzo pojęcie co mówił, wiedziałem tylko, że mówił przez słuch, który wyłapywał struny jego głosu melodyjnie, uderzając w moje uszy.
Zmęczony tym trudnym dla mnie przeżyciem czułem narastające zmęczenie i ciężkość powiek, które same zamykały się, nie pozwalając mi walczyć, a więc czy był sens próbować? Nie było, poddałem się, zasypiając, tylko na to mając siłę.
Kiedy się ocknąłem, nie wiem, otworzyłem swoje wielkie ślepia, unosząc głowę od razu, dostrzegając twarz mojego męża, który spał, spał oparty o drzewo, słodki widok najwyraźniej i on miał dziś dość, a przecież to nie koniec tego dnia.
Podniosłem się, skupiając na przemianie w człowieka, która nastąpiła dopiero po kilku minutach, najwidoczniej to, co się stało, ta toksyna mimo wszystko upośledziła moje zmysły z powodu czego tak długo trwała przemiana.
Czując się już znacznie lepiej w swoim ludzkim ciele, ruszyłem do torby, w której zapewne znajdowały się moje ubrania, musząc je jak najszybciej z torby wyjąć, nie chcę świecić gołym ciałem, lubię je, ale to nie powód, aby pokazywać je całemu światu, ten widok już jest dla kogoś przeznaczony.
Przebrany podszedłem do męża, klękając przy nim, przez chwilę nim wybudziłem go ze snu, przyglądając mu się. On jest naprawdę odważny, mogłem go skrzywdzić, a co gorsza, nawet zabić, a mimo to on cały czas za mną podążał, zdecydowanie jest niepoważny, nie ma chyba ludzkich odruchów, które dałyby mu znać, że ma uciekać. Tak ten wilkołak to ja, jednak nie byłem sobą i mogłem go zabić, a tego już bym sobie nie wybaczył, musi być szalony, i to bardzo szalony, każdy inny człowiek, by mnie zostawił, uciekając gdzie pieprz rośnie, ale nie on, on chce ze mną być, a nawet biegać za mną, gdy mój stan jest, cóż, delikatnie rzecz ujmując fatalny, zdecydowanie nie jest poważny i chyba to najbardziej mnie martwi, sam się krzywdzi tylko dlatego, że mnie kocha. Niesamowite, że ktoś, taki jak on na pokochał kogoś, takiego jak ja i do tego biega za nim oo lesie, ja to dopiero mam szczęście…
– Daisuke? – Delikatnie szturchałem go w ramię, starając się łagodnie wybudzić ze snu, nie chcąc, aby się wystraszył, już i tak dziś mu stresu zapewne sporo sprawiłem więcej mu nie potrzeba.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz