Dalej uważałem, że Miki powinien się im przyznać odnośnie tych skrzydeł. Lepiej to zrobić wcześniej, na własnych zasadach. Sam mnie tego nauczył, kiedy musiałem się przyznać do bycia demonem. Dalej sumie nie wszystkie z naszych dzieci o mnie wie. Wiedzą tylko bliźniaki oraz Yuki, z Misaki i Merlinem nie rozmawiałem, ale też w sumie, kiedy miałem to zrobić? Najpierw byłem zamknięty przez dziadka i całkowicie odcięty od świata, później przez chwilę byłem wypuszczony, ale nim cokolwiek zdziałałem, zostałem wygoniony stamtąd ze względu na Banshee. To, że z Yukim udało mi się porozmawiać, to już dużo. W sumie, to nawet lepiej, że reszta nie wie. Są spokojniejsi i mogą się skupić na swoich rodzinach. Dalej uważam, że lepiej byłoby to trzymać wszystko w tajemnicy, no ale na to już za późno. Chociaż część dzieci jest wolna od tej tajemnicy.
Nie mając za bardzo nic do roboty, by zająć jakoś ręce postanowiłem wyczesać Psotkę. Miała w końcu długą sierść, o którą należało zadbać, by była gładka, piękna i błyszcząca. Psinka była zresztą bardzo zadowolona z faktu, że jest czesana, podtykając mi pod szczotkę te części ciała, które to najbardziej ją swędzą. Tylko jak zabrałem się za czesanie Psotki, zaraz zainteresowana była Banshee. Co prawda, ona nie miała tak długiej tej sierści, ale wyczesać też ją można było, chociażby po to, by nie czuła się zazdrosna. Zazdrosny ogar to nic przyjemnego i nad takim trudno zapanować.
- A wy gdzie idziecie? – zapytałem zauważając, że dzieciaki zeszły z góry, kierując się na korytarz. Nie dość, że pada, to jeszcze po powrocie w ogóle nie poinformowały nas, że chcą dzisiaj gdzieś wyjść, a zazwyczaj tak robiły. Coś mi tu nie grało.
- Chcemy trochę wyjść do znajomych – odpowiedziała Hana, na co uniosłem brew.
- W deszcz? To bezpieczne dla ciebie? Możesz się pochorować – zauważyłem, patrząc na nią trochę podejrzliwie. Haru bym zrozumiał, ale ona? Zawsze siedziała w domu w taką pogodę.
- Wezmę parasolkę, niedługo wrócimy – obiecała, ale dalej jakoś tak coś mi tu nie grało. Albo jestem po prostu przewrażliwiony na tym punkcie.
- Uważajcie na siebie i wróćcie, zanim się ściemni. Hana nawet trochę wcześniej może, by się nie pochorować – poinstruowałem je, a dzieci pokiwały głową, ubrały się i opuściły dom. – Coś kombinują – mruknąłem niezadowolony, patrząc na zamknięte drzwi.
- Po prostu chcą spędzić trochę czasu poza domem, to całkowicie normalne – odpowiedział mi Mikleo, oczywiście jak zwykle bagatelizując sprawę. A później nieszczęście się jeszcze wydarzy.
- Ale kombinowanie już normalne nie jest. Oby tylko nic głupiego nie zrobiły – mruknąłem, ciężko wzdychając.
- Daj im popełniać błędy, bo inaczej w żaden sposób się nie nauczą życia – a Mikleo, jak zwykle niczym się nie przejmował. Jak on tak mógł? Przecież to też jego dzieci, które są jeszcze głupie i się w ogóle nie znają na życiu.
- Niektórym błędom można zapobiec, i też się nauczą bez zbędnego cierpienia, zwłaszcza, że niektórych błędów naprawić się nie da – odpowiedziałem, nie chcąc w końcu, by moje pociechy niepotrzebnie cierpiały. Po to rodzice popełniają błędy, by ich dzieci tego nie robiły.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz