czwartek, 17 października 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jego prośba mnie odrobinkę zaskoczyła. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale czesania w tej chwili na pewno nie. Chociaż, miało to sens. Mój mąż w tej chwili był padnięty, i nie miał na nic siły, i chciał spać, więc związanie włosów było dosyć oczywiste. Trochę szkoda, że nie będę mógł się bardzo wykazać, bo muszę mu przecież zrobić coś wygodnego, a nie takiego wręcz artystycznego, no ale trudno. Na to kiedyś też przyjdzie czas. 
- Z miłą chęcią – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, chwytając za grzebień oraz gumkę. Takie włosowe akcesoria zawsze mają swoje miejsce blisko łóżka, bym miał je zawsze pod ręką. Poza gumkami, one są chyba wszędzie, a i tak mam wrażenie, że jak są potrzebne, to nigdy ich nie ma. I dlatego pilnuję, by w tej szufladzie zawsze jakieś pojedyncze sztuki były w tej szufladzie. – Proponuję warkocz, może prosty, ale wygodny, a że ty piękny jesteś, to i w prostej fryzurze będziesz pięknie wyglądać – dodałem, zabierając się za powolne rozczesywanie jego przepięknych włosów. Chyba nigdy nie wyjdę z podziwu do nich. Przecież one są jak jedwab, takie lśniące, mięciutkie, sypkie... na ten moment nie wyobrażałem go w króciutkich włosach, a przecież musiał je mieć w pewnym momencie życia. Znaczy, pewnie i w takich krótkich był pewien, ale jednak te dłuższe są przecudowne. 
- Twój talent też dużo tu zrobi – pochwalił mnie, ale jakoś tak przekonany nie byłem. Znaczy się, coś tam zrobić potrafię, ale to nie kwestia talentu, a zwinnych palców, które przydają się nie tylko do plecenia warkoczy, ale także innych, bardziej przyjemnych pieszczot cielesnych. 
- Bardzo miły z ciebie aniołek – odpowiedziałem tylko, zabierając się za jego piękny warkocz. 
- Po prostu prawdomówny – sprostował cichutko, z czym nie mogłem się tak do końca zgodzić. 
- Twierdzisz, że jest to prawda, bo wierzysz, że jest to prawda. Ja wiem, że to prawdą nie jest, jednakże akceptuję twój komplement – odparłem, już bardziej skupiając się na jego fryzurze. – No i proszę, wygodny warkocz idealny do spania. Chcesz może coś do picia na to twoje gardziołko biedne? Strasznie je sobie dzisiaj zdarłeś. 
- To z twojego powodu, nie powstrzymujesz mnie od tego w ogóle – burknął cichutko, opierając policzek o moją klatkę piersiową. 
- Jakże mógłbym powstrzymywać takie słodkie dźwięki wydobywające się z twoich ust? Toż to przecież najcudowniejsza pieśń tego świata – wyznałem rozbawiony, tuląc go do siebie. – I bym go jeszcze mógł słyszeć, to teraz zrobiłbym dla ciebie gorącej herbaty. Albo chociaż wody ci przyniosę, byś sobie nawilżył to gardło. 
- Później – wymamrotał jedynie, ewidentnie będąc na pograniczu snu. Czyli jednak i mnie miał troszkę dosyć, tak jak przewidywałem. I dobrze, o to mi chodziło, by był wykończony i ledwo funkcjonował. 
- Zatem później – zarządziłem, opierając się wraz z nim o poduszkę i zaraz też schowałem go w swoich czarnych skrzydłach, chroniąc go przed całym tym złym światem. Gdybym tylko mógł, chroniłbym go tak przez całe życie, po coś w końcu te skrzydła mam. Niby powinny być do latania, ale latanie jest przereklamowane. Chronienie mojego męża przed światem jest dużo bardziej wartościowym wykorzystaniem tego skromnego daru. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz