Gdzieś tam głęboko w duchu czułem żal do całego świata za to, co mi robi, całe życie mamy pod górkę, zawsze coś idzie nie tak, czemu świat tak bardzo nas nienawidzi?
Słuchałem siedzącego obok mnie mężczyzny, chociaż w rzeczywistości tak naprawdę nie słyszałem, co do mnie mówił, myśląc o tym, co się wydarzyło, a raczej i tym, co się wydarzy, jeśli mój mąż zniknie z mojego życia.
Tak bardzo go kochałem, mimo że nie mogłem i tak bardzo cierpiałem z powodu jego odejścia, mimo że nie powinienem i jak ja mam z czystym sumieniem puścić go tam do piekła? Przecież on ten nigdy nie był, on nie wie, co to znaczy, nie nadaje się tam…
– Widzę, że mnie nie słuchasz – Jego słowa dobiegły do mnie jak za ściany, zbyt bardzo skupiłem się na mężu, z powodu czego zapomniałem o mężczyźnie, który trwał obok mnie, starając się mi pomóc, nawet jeśli jego pomoc niczego nie zmieni.
– Wybacz, zamyśliłem się – Przyznałem, uśmiechając się do niego przepraszająco, czując się naprawdę źle z powodu mojego zachowania, nad którym nie potrafiłem zapanować, mimo że bardzo tego chciałem.
– Co cię tak bardzo trapi? – Nie byłem pewien, czy powinienem z nim o tym rozmawiać, nie znam go i chociaż czuję, że nie chcę mojej krzywdy, nie jestem pewien, czy mogę do końca mu ufać.
– Życie mnie nie rozpieszcza, nie mogę mieć tego, czego pragnę, ciągle ktoś lub coś mi to zabiera – Odpowiedziałem, patrząc gdzieś przed siebie, nie chcąc wracać do domu. Czułem, że jeśli wrócę, całkowicie się załamie, a na to nie mogę sobie pozwolić.
– Nie zawsze możemy mieć to, czego chcemy lub na co mamy ochotę, byłoby nam za dobrze, nasz Bóg nie miał wszystkiego, żył w nędzy, ale był szczęśliwy – Mężczyzna próbowałem mnie pocieszyć, przekazać mi wiedzę, którą miałem i którą pamiętałem, nie musiał mi o tym mówić, ja doskonale znałem słowo pańskie, nawet lepiej, niż on sam, i chociaż rozumiałem je, nie potrafiłem zgodzić się z tym, co chce mi przekazać i jak wiele zabrać. Chciałbym chociaż raz być szczęśliwy, nie musząc się martwić o każdy następny dzień.
Podnosząc się ze starej ławki, spojrzałem na mężczyznę mówiąc.
– Dziękuję – Po tych słowach opuściłem katedrę, idąc… tak właściwie nie wiedziałem, gdzie idę, zamyślony całkowicie straciłem kontakt ze światem, podążając swoimi drogami, zatrzymując się przed drzwiami należącymi do mojego domu.
Dlaczego tu wróciłem? Czy ja chciałem teraz rozmawiać z mężem? Nie miałem pojęcia.
Chciałem się nawet wycofać, co pewnie bym uczynił, gdyby nie otwierające się przede mną drzwi, a za nimi stojący mąż patrzący się na mnie.
– Dlaczego nie wchodzisz do środka? – Usłyszałem, nie odpowiadając, patrzyłem na niego, nie wiedząc co powiedzieć, było mi tak strasznie źle, gdy tylko go zobaczyłem, miałem wrażenie, że zaraz się rozpadnę, tak jakbym był szkłem, który ktoś próbuje rozbić.
– Chyba zastanawiam się, czy chce – Wyjaśniłem, patrząc na niego z żalem w lawendowych oczach.
– Dlaczego miałbyś nie chcieć? – Zapytał, nie rozumiejąc mojego zachowania.
– Bo wiem, że za chwilę znów cię stracę i tak naprawdę nie wiem czy wojna może się przedłużyć, a oni nie puszczą cię, dopóki nie wygrają – Odpowiedziałem, nie potrafiąc się z tym pogodzić, raczej w ogóle się z tym nie pogodzę, ale wiem, że on podjął już decyzję i nie będę kłócić się z nim o to, bo chce skorzystać z czasu, który mamy nim zniknie z mojego życia.
<Pasterzyku? C:>