Czułem, że ta rozmowa schodzi na bardzo źle tort, jednak, jak miało być inaczej, skoro on nie powinien tam pójść, nie jest gotowy na to, co go tam spotka, na demony, który są o wiele silniejsze od niego. I tak jest to też moja wina, jednakże nie mogę mu pozwalać zabijać, kogo popadnie, w ogóle nie mogę się na to godzić, to demon, który był aniołem, należał do Boga, a to znaczy, że Bóg w każdej chwili może go zniszczyć, to właśnie dlatego tak bardzo się o niego martwię, on nie rozumie, że mimo przemiany wciąż należy do Boga, który w każdej chwili może go zniszczyć. Boję się, więc, że jeśli nie zrobi tego, a on to zrobi, to ktoś w piekle. A wtedy już nie będzie mógł tu wrócić.
Westchnąłem tak naprawdę niewiedzą, co mam mu powiedzieć, przecież już mówiłam, żebyśmy odeszli z tego miasta, skoro to są jego tereny, to po odejściu nie będziemy mu niczego winni, Sorey jednak uważa inaczej w ogóle mnie, nie słuchając, podjął już decyzję, a teraz pyta się mnie, czy mam inny pomysł, już mu mówiłem, jaki mam pomysł, słysząc w odpowiedzi, że to nic nie da. Nie spróbował, ale już wie, że to nic nie da.
– Mówiłem ci już, żebyśmy stąd odeszli, skoro to są jego ziemię. A my z nich odejdziemy, nie może żądać od ciebie pomocy, skoro już cię tu nie będzie – Powtórzyłem to, co już mu wcześniej powiedziałem, nie zmieniając zdania na ten temat.
Sorey podirytowany przewrócił oczami, zaczynając się mocno irytować.
– Jeśli masz zamiar mówić jedno i to samo, to lepiej nic nie mów, tłumaczyłem ci już, że znajdą nas, gdziekolwiek się nie udamy, uparłeś się na ucieczkę. A ja nie chcę uciekać, nie jestem tchórzem i nie będę uciekać, a jeśli ci to nie pasuje odejdź, nikt cię tu na siłę trzymać nie będzie – A więc tak to wszystko sobie zaplanował, rozumiem, i chociaż jego słowa bolą tak jak zapewne moje jego, nie chcę się kłócić, no i teraz kiedy wiem, że odejdzie.
– Sorey – Chwyciłem jego rękę, chcąc go zatrzymać przed odejściem. Mój mąż, jednak był na tyle podirytowany, aby odtrącić mnie od siebie, używając zbyt dużo siły, z powodu czego upadłem na ziemię, potrzebując kilku sekund, aby do siebie dojść.
– Przepraszam Miki, nie chciałem, strasznie mnie denerwujesz, nie wierzysz we mnie, mimo że nie wiesz, czy sobie poradzę – Otrząsnął się, pomagając mi podnieść się z ziemi.
Nie odpowiedziałem, patrząc na niego w milczeniu, skoro tak bardzo go denerwuje, nie będę nic do niego mówił, niech idzie i robi, co chce, skoro i tak nie obchodzi go moje zdanie.
W milczeniu ominąłem go w progu, ruszając do sypialni.
– Oczywiście najlepiej ominąć i w milczeniu odejść, w czym jesteś najlepszy – Warknął w moją stronę, powstrzymując mnie przed zamknięciem drzwi z sypialni.
– Wiesz, w czym jest cały problem? Może i nie jesteś silny, ale masz w sobie dobroć, którą stracisz, kiedy tam trafisz, po powrocie do nas nie będziesz już tym samym facetem, którego znam, chronię się przed całym złem i proszę, abyś nie zabijał dlatego, że wiem, jak możesz się zmienić, czy możesz się stać i jakie są konsekwencję twojej zmiany. Podjęcie z nim współpracę to pójście na łatwiznę, na którą chcesz iść, ja jestem w stanie rzucić to wszystko i pójść poszukać nowego domu, straciłem już jeden, mogę stracić drugi, byleby nie pozwolić ci tam pójść. Ty jednak podjąłeś już decyzję i nie będę już stał ci na drodze, obyś tam na dole zyskał mocą, na których tak bardzo ci zależy, bo przecież to tylko ja stoję ci na drodze do stanie się silniejszym, obyś w tym wszystkim nie zapomniał, kim naprawdę jesteś, bo po zejściu tam może być już na to za późno – Powstrzymując się przed płaczem, zamknąłem drzwi na klucz, nie chcąc go teraz widzieć, niech robi co chce, skoro tak mu przy mnie źle niech idzie, może tam pozna kogoś bardziej wartościowego ode mnie. I uwolnij się od głupiego anioła, który odbiera mu wszystko.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz