czwartek, 6 marca 2025

Od Mikleo CD Soreya

No tak miały czas, aby dorosnąć, z czego my w życiu nie mieliśmy okazji skorzystać, jak dobrze, że nasze dzieci mają inne życie, lepsze życie, takie, jakie powinny mieć, a o jakim my mogliśmy tylko pomarzyć.
Kiwając łagodnie głową, zgodziłem się z nim, nie myśląc już na ten temat, w tej chwili chciałem tylko odpocząć w ramionach ukochanego męża, którego tak bardzo kochałem…
Reszta dnia spędziliśmy do późna w łóżku na rozmowach nim przyszła pora na przygotowanie obiadu dla naszych pociech, które zrobiliśmy dość szybko, piekąc naleśniki, który zajęły najmniej czasu.
Dzieciaki oczywiście zjadły, zamieniły z nami kilka słów i już ich nie było i tak o to kolejny dzień dobiega końca.
Dzień, bo noc zapowiadała się na bardzo długą i męczącą. Oczywiście ja sam nie będę robił tej nocy nic poza czekaniem na mojego męża, który udaje się na polowanie.
Nie jestem za tym, aby polował, jednakże doskonale wiem, jakie byłyby konsekwencję niepolowania dla mojego męża, jak i bardzo ucierpiałaby na tym również Banshee, muszę przymykać na to oko i udawać, że o tym nie wiem, choć tak naprawdę w środku bardzo mnie to martwi. Mordowanie ludzi to zawsze grzech, na który nie mogę się zgodzić, a jednak mój mąż czyni to, aby zaspokoić swój głód.
Myśląc o tym coraz bardziej, niepokoiłem się o to, co złego może się wydarzyć. A co, jeśli ktoś go zobaczy? A co, jeśli trafi na innego polującego demona, który go skrzywdzi? Lub jeszcze gorzej na anioła, który dostrzeże, co robi. A ja, nie będąc przy nim, nie będę mógł go chronić, to chyba właśnie dlatego tak bardzo się o niego martwię.
– Miki nie musisz się o mnie martwić, powinieneś puść się, położyć i odpocząć, a ja wrócę najszybciej, jak będzie to możliwe – Sorey wyczuł mój niepokój, który wzrastał podczas świadomości jego opuszczenia domu i wyruszenia na polowanie.
– Poczekam na ciebie, wolę być pewien, że wrócisz do domu cały i zdrowy – Wyjaśniłem, uśmiechając się do niego niepewnie.
Mój mąż od razu podszedł bliżej mnie, kładąc dłonie na moich policzkach, unosząc moją głowę ku górze, aby mógł spojrzeć mu głęboko w oczy.
– Lepiej, żebyś nie wiedział i nie widział, jak wracam, obaj dobrze wiemy, jak może na ciebie zadziałać mój wygląd, mój zapach i świadomość tego, co uczyniłem – Miał rację, a jednak, mimo to bardzo się o niego martwiłem i bardzo chciałem na niego czekać, aby być pewien jego bezpiecznego powrotu do domu, nie wiem, dlaczego, ale czułem, że coś złego może się wydarzyć nie dziś może nie jutro, ale w najbliższym czasie.
– A może pójdę z tobą? – Zaproponowałem, choć w rzeczywistości nie bardzo bym chciał to uczynić, tylko bym mu przeszkadzał, a widok jego mordującego człowieka, chybaby całkowicie zmienił moje zdanie na jego temat.
– Zwariowałeś? – Uniósł się na mnie trochę, marszcząc gniewnie brwi. – Przepraszam, nie chciałem się unosić po prostu to głupi pomysł i dobrze o tym wiesz, zostań w domu, połóż się do łóżka i idź spać, gdy wrócę obiecuję, że od ciebie dołączę – Obiecał, całując mnie w czoło.
– Dobrze – Zgodziłem się, wiedząc, że ma rację, a czekanie na niego nie ma najmniejszego sensu. – Uważaj na siebie – Poprosiłem, mimo wszystko martwiąc się o niego, nawet jeśli on uważa to za głupotę.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz