poniedziałek, 10 marca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Martwiło mnie to, że Mikleo mnie od siebie odsunął. Strasznie to przeżywał... może to nawet lepiej, że teraz gdzieś pójdzie, przewietrzy się, przemyśli, i dojdzie do takich samych wniosków, co ja. To było naprawdę jedyne poprawne rozwiązanie, w którym nikt nie ucierpi. Możliwe, że trochę ja, ale ja mogę cierpieć, lepiej, żeby to mnie działa się krzywda, niż mojej rodzinie. 
Westchnąłem ciężko, siadając na krześle, czekając na męża, pozwalając mu pobyć sam na sam z jego myślami. Gdyby mnie potrzebował, nie odsuwałby mnie od siebie. Zresztą, jak będzie chciał, to wróci do mnie, i wtedy na pewno przyzna mi rację. Zresztą, nie ma innego wyjścia. Im dłużej nad tym myślałem tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Pytanie, co to będzie, jeżeli okazję się beznadziejnym doradcą. W końcu, skąd wziął się u niego pomysł, że ja jestem takim dobrym taktykiem? Przecież ja głupi jestem, a mam doradzać w prowadzeniu faktycznej wojny. Przed tym będę musiał się jakoś zabezpieczyć przed ewentualną porażką, albo raczej pewną porażką... Skoro chce zawładnąć wszystkimi kręgami piekieł, powinien się na tym znać, a nie prosić o pomoc jakiegoś randomowego demona, który to nawet w Piekle nigdy nie był. Nie rozumiem tej logiki, ale czy powinienem ją podważać? Lepiej nie wchodzić na jego ego, bo jeszcze wtedy wycofa swoją ochronę, a ona jest nam w tej chwili bardzo potrzebna, przynajmniej dopóki te wszystkie demony nie wrócą do siebie. 
- Czeka nas chyba wycieczka. Wrócisz do domu – powiedziałem do Banshee, która do mnie podeszła, trącając pyskiem moje dłonie. - I jak ty tam sobie poradzisz? Przecież jesteś za dobra na to paskudne miejsce. A może to nawet lepiej, bo się trochę zahartujesz... I ja też się zahartuję. Wzmocnię. Będę miał na to mnóstwo czasu – mówiłem do niej, bo w sumie, to do kogo innego miałbym się odzywać? Mikleo nie było, dzieciaki w szkole, a Banshee prędzej zrozumiem niż Psotkę. Dobrze, że ją mam. Przyda mi się jej towarzystwo tam na dole. Kumpli tam sobie nie znajdę i nawet znaleźć nie będę próbować, to byłoby równoznaczne z samobójstwem. Jak to Miki stwierdził, demonom się nie ufa. Na szczęście nie będę całkowicie sam, bez niej te dziesięć lat byłoby tragiczne. 
- I gdzie ty Miki jesteś? - westchnąłem cicho po pewnym czasie, zdecydowanie mając dosyć już siedzenia tutaj tylko ze zwierzętami. I chociaż mnie strasznie korciło, nie chciałem. Grzebać mu w myślach. Domyślałem się, że tam teraz mętlik panuje, i nie chciałem mu robić tam jeszcze większego bałaganu. Muszę być cierpliwy. Z nerwów zacząłem skubać skórki wokół paznokci. Oby tylko nie wpadł na żadną głupotę typu, że pójdzie ze mną, to byłoby chyba ekstremalnie głupie. Może na czas mojej nieobecności udaliby się do Lailah? Miałbym wtedy pewność, taką stuprocentową, że nic im grozić nie będzie. Tylko dzieciaki znów szkołę opuszczą, a nie wiem, czy na to sobie pozwolić mogą. Chyba problemów z nauką nie miały, ale kto ich tam wie, może niektóre fakty przede mną zatajają, i w ten sposób nie kłamią... jeszcze mam trochę czasu, by to wszystko udoskonalić. 

<Owieczko? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz