Mimo jego słów nadal się bardzo martwiłem, czując wewnętrzny niepokój, który narastał z każdą sekundą, zdecydowanie nie powinien dzisiaj wychodzić, mimo że Banshee i on sam również bardzo tego potrzebowali.
Sorey opuścił dom wraz ze swoim ogarem, zamykając za sobą drzwi na wszystkie zamki, pozostawiając mnie samego.
Wzdychając cicho, ruszyłem w stronę okna, aby obserwować go, jak znika głębi lasu, myśląc o tym, co robi, co może zrobić i co może się stać, jeśli coś pójdzie nie tak. A co, jeśli ktoś go zobaczy? Co, jeśli ktoś przyłapie go na tym, co czyni? Albo dowie się, kim jest, chyba za bardzo panikuję, bo wszystko, co właśnie sobie wymyśliłem, wiąże się tylko z jednym, przyłapaniem go na gorącym uczynku. Co może się wydarzyć, jeśli nie będzie uważał.
~ Miki słyszę to – Sorey zwrócił się do mnie, czym trochę mnie otrząsnął, przypominając mi, że w tej chwili powinienem nie przeszkadzać.
~ Przepraszam – Odpowiedziałem, postanawiając wsiąść się w garść.
Musiałem się uspokoić, aby nie martwić mojego męża, który w tej chwili znajdował się poza domem, jeśli już musi polować to niech, to robi, nie odczuwając mojego niepokoju.
Nie mogę mu przeszkadzać, nie w tej chwili.
~ Nie musisz mnie przepraszać, po prostu się o mnie nie martw – Poprosił, a ja odruchowo kiwnąłem głową, mimo że mój mąż nie miał prawa tego zobaczyć, bo w końcu go tu nie było.
Westchnąłem, gdy tylko zorientowałem się, co uczyniłem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Już mu nie odpowiedziałem, kierując się do sypialni, gdzie tak jak sobie tego życzył, położyłem się do łóżka, czekając na powrót męża.
Oczywiście ze względu na to, że nie było tutaj Soreya, w sypialni pojawiły się wszystkie trzy koty, które postanowiły trochę się poprzytulać, chociaż na chwilę, odwracając moją uwagę.
Muffinka jako najstarsza z kotów od razu przytuliła się do mojej klatki piersiowej głośno przy tym, mrucząc, Wąsik i Klucha, natomiast położyli na drugiej połowie łóżka, który należał do ich pana, szkoda, że tak bardzo się go boją, mimo że on nigdy nic złego im nie zrobił.
Kociaki rozwaliły się na łóżku, korzystając z miejsca, które miały, a ja w duchu cieszyłem się, że miałem je obok siebie, mogąc trochę skupić się na ich w towarzystwie, nim znów zacząłem myśleć o moim mężu.
Długo i wytrwale czekałem na jego powrót, mając nadzieję, że wróci, nim zdążą zasnąć.
Niestety on długo nie wracał, a ja w końcu zmęczony odpłynąłem do krainy snów, nie mogąc już dłużej czekać, mój umysł odmówił mi posłuszeństwa, chcąc pójść wreszcie spać, a więc zasnąłem, mogąc, chociaż na chwilę zrelaksować się i nie myśleć o tym, co w tej chwili czyni mój mąż.
Gdy tylko rano otworzyłem oczy, dostrzegłem pustą połowę drugiej strony łóżka, co akurat w żadnym wypadku mnie nie zaskoczyło, Sorey często zostawiał mnie samego, nudząc się leżeniem obok, nie miałem do niego o to pretensji, bo pewnie sam na jego miejscu robiłbym, cokolwiek innego, aby, tylko nie nudzić się w łóżku.
Z nadzieją, że jeszcze przyjdzie do mnie, gdy nabierze na to ochotę, leżałem w łóżku, postanawiając jeszcze go nie opuszczać. W końcu było bardzo wcześnie, a mi było tu tak dobrze, brakowało tylko męża, przy którym jeszcze lepiej by mi się relaksowało.
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz