sobota, 1 marca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Mikleo zaakceptował fakt, że dzisiaj mnie w nocy nie będzie i nie dopytywał, bo pewnie wcale nie chciał tego wiedzieć. Wolałem jednak mu o tym powiedzieć, by nagle w nocy nie przebudził się i nie spanikował, jeżeli mnie w domu nie zastanie. Wpierw oczywiście poleżę przy nim, upewnię się, że zaśnie snem spokojnym i że moja rodzina jest bezpieczna, i wtedy wezmę Banshee na polowanie. Od ostatniego takiego polowania minęło bardzo dużo czasu, o wiele za dużo, ale nie miałem jak tego zorganizować. Pogoda była tragiczna, teraz też nie jest jakoś bardzo dobrze, ale na pewno jest lepiej. Zresztą, musiałem ją nakarmić, by mi z głodu nie padła, albo co gorsza nie zaczęła atakować najbliższych bądź niewinnych. Nie wiem, czy wtedy udałoby mi się nad nią zapanować. 
- Jeszcze trochę wytrzymasz, co? - odezwałem się do mojego pieska, który to położył łeb na moich kolanach, cicho wzdychając. - Już wieczorem. I ja sobie pojem, i ty. Wybierzemy sobie jakiegoś paskudnego grzesznika i uczynimy ten świat odrobinkę lepszym. Tak, tak, wiem, że ciebie to nie obchodzi, ale ja tak sobie lubię to tłumaczyć. A teraz przepraszam, idę do Mikiego. Wypoczywaj przy kominku, i jak będzie odpowiednia pora, przyjdę po ciebie, dobrze? - zapytałem, na co zamerdała swoim pięknym ogonkiem. Ależ ona była cudna. I piękna, i mądra, chociaż jeszcze wielu rzeczy musi się nauczyć, bo jest w końcu tylko młodziutkim ogarem. 
Podrapałem ją za uchem, a następnie wstałem z kanapy, kierując się do kuchni. Przypilnowałem się, by wszystko rano zrobić, czyli nakarmiłem zwierzaki, przygotowałem śniadanie dla dzieci, a nawet wyprowadziłem Psotkę, przy okazji odprowadzając dzieciaki. Początkowo nie miałem tego w planach, ale finalnie uznałem, że czemu by tego nie zrobić? Naszej suni taki spacer się przydał, jak każdy psiak potrzebuje w końcu dużo ruchu, a i upewniłem się, że dzieciaki dotrą do szkoły, zadając się z odpowiednimi ludźmi. Zresztą, gdzie niby indziej mielibyśmy udawać się na spacer? Ścieżka prowadziła jedynie do miasteczka, a po lesie, w tym śniegu, chodzić to ja nie zamierzałem. Tak, całkiem dobry pomysł był. Bliźniaki nie były bardzo zadowolone, ale powinny się cieszyć, zawsze mogłem je dosłownie odprowadzić pod samą szkołę, ale je szanuję i domyślam się, co to mogłoby dla nich oznaczać. I jeszcze ta głupia nauczycielka... będę musiał pilnować, by nic głupiego ta baba nie zrobiła. A jeżeli zrobi, to natychmiast zareaguję. Nie pozwolę, gdy ktoś zagrał mojej rodzinie, i lepiej, żeby ta kobieta o tym wiedziała. 
- Coś ciekawego robisz? - zapytałem mojego najukochańszego męża, podchodząc do niego i przytulając się do jego pleców. Jego ciało było chłodne, policzki także, zatem był zdrowiutki jak ryba. 
- Właśnie sobie jakiegoś zajęcia szukam, ale... wszystko jest zrobione. Posprzątane, wymyte, nakarmione... nie zostawiłeś mi nic – westchnął cicho, a ja uśmiechnąłem się szeroko na jego słowa. 
- To było specjalnie. Bo skoro teraz nie masz nic do roboty, możemy spędzić ten czas razem. Na przykład cię mogę zabrać nad jezioro – zaproponowałem, uśmiechając się niewinnie, no bo jak mógłbym mu proponować coś innego, kiedy ja taki grzeczny i niewinny chłopak jestem?

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz