środa, 5 marca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Czy tylko jedno mi w głowie? Nie uważałem, by tylko jedno było mi w głowie. Znaczy, miałem jedno w głowie, ale nie seks, a mojego męża. Bez seksu tak właściwie mogę żyć, to jest przyjemny, ludzki dodatek, który z chęcią wprowadzam w swoje życie, zwłaszcza, że to też jeszcze jest taki grzeszny dodatek, to nawet tym bardziej powinienem to robić, i to na potęgę. Podobnie jak inne złe uczynki, też je powinienem wykonywać, ale ze względu na Mikleo, powstrzymuję się od nich. Jedynie morderstwo wykonuję od czasu do czasu, bo muszę, muszę pożywić się duszą, muszę też pożywić Banshee, więc to akurat robić musiałem. Też widziałem, że mu się to nie podobało, owszem, ale na to niewiele mógł poradzić. I tak ograniczałem to wszystko to absolutnego minimum, co czasem mnie męczyło, ale dla mojego męża wszystko. Bylebym tylko był w stanie go obronić, kiedy nadejdzie taka potrzeba. 
- Nie zgodzę się z twoim stwierdzeniem. Tylko ty jesteś w mojej głowie, i tylko mi do szczęścia potrzebny jesteś. Bez ciebie nie mam po co tu żyć, dosłownie jesteś moim powodem do życia – powiedziałem zgodnie z prawdą, gładząc jego chłodny policzek. Gdyby nie on, bym sobie siedział grzecznie w niebie, albo raczej w piekle, bo gdyby nie Miki, to pewnie bym nawet do nieba nie trafił. 
- I ja bez ciebie żyć nie potrafię. Cieszę się, że tu przy mnie jesteś, dokładnie taki, jaki jesteś – odpowiedział, przymykając swoje oczy. 
- Cóż, chyba wolałbyś, żebym był kimś innym. Aniołem, albo człowiekiem. Chociaż, chyba aniołem, bo jako człowiek zaraz bym umarł, albo zachorował, albo jeszcze jakaś dziwna przypadłość by mi się zdarzyła. A jak byłem aniołem, to chyba nie było tak źle. Tylko to, że miałem żywioł ognia było najbardziej problematyczne. Nie zgrywaliśmy się za bardzo. Teraz chociaż to zimno nie jest w stanie mnie skrzywdzić – westchnąłem cicho, przypominając sobie tamte czasy. I teraz przeze mnie Hana ma ten nieszczęsny ogień. Kto to widział posiadać żywioł ognia w rodzinie pełnej serafinów wody? Oczywiście, to nie jest wina Hany, do niej nie mam żadnych pretensji, absolutnie, tylko do siebie mam, bo to moja wina. 
- Nie ma to żadnego znaczenia. Bylebyś był to ty.  Dzieciaki też są szczęśliwe z faktu, że tu z nami jesteś – odpowiedział, oczywiście jak zwykle będąc miły i uprzejmy. 
- Dzieciaki tak niezbyt wyglądają na szczęśliwe, a przynajmniej nie wyglądają na szczęśliwsze, kiedy jestem tutaj z nimi – zauważyłem zgodnie z prawdą.
- Kiedy cię nie było przez ten rok, nie dawały mi żyć. Po prostu teraz już jesteś, więc nie mają się o co martwić. Swoją drogą, nie dziwi cię ich... nieodpowiedzialność? My w ich wieku rozpoczynaliśmy już własne życie – na jego obawy od razu pokręciłem głową. 
- My musieliśmy. Oni nie muszą. Mogą być dziećmi, mogą być nieodpowiedzialni, mają ku temu warunki i póki mogą, niech mają dzieciństwo. Oczywiście wszystko z umiarem, nie pozwolę im na robienie totalnych głupot – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Mają nas, mają wsparcie, mają dom... mogą odkrywać siebie i to, co chcą robić. I niech to robią tak długo, jak chcą. Ja tam jestem nawet dumny, że udało nam się dla nich stworzyć takie warunki. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz