Delikatnie zmarszczyłem brwi na jego słowa, nie za bardzo rozumiejąc, o co chodzi. To nie jest pytanie, nad którym tak losowo się zastanawiamy. Ja na przykład w życiu bym o tym nie pomyślał, a przynajmniej jeszcze nie teraz, kiedy każde z naszych dzieci jest niepełnoletnie. Już nie mówię o tym, by Yuki był niepełnoletni w oczach aniołów jeszcze przez najbliższe kilkaset lat, podobnie jak i Miki, ale najważniejsze, aby skończył te osiemnaście lat. Właśnie, Yuki, przed chwilą stąd wychodził, a u mojego męża pojawia się takie pytanie... tak na dziewięćdziesiąt procent byłem pewien, że to nie był przypadek.
- O czym rozmawiałeś z Yukim i Emmą? Ale tak konkretnie – dopytałem, przyglądając mu się uważnie.
- Takie anielskie sprawy, nie zrozumiałbyś – zbył troszkę to pytanie, nie patrząc na mnie i nagle zainteresował się strasznie deserem w postaci babeczek, ponieważ wziął talerz do rąk i wziął pierwszy kęs. – Mmm, to jest przepyszne – dodał, ewidentnie chcąc zmienić temat, który chyba nie do końca był dla niego wygodny.
- A przypadkiem nie o tym, że wraz z Emmą chce się udać na bardzo długą wyprawę bez nas? – zapytałem, tym razem będąc już całkowicie pewien, że Mikleo nie jest ze mną do końca szczery.
Mikleo odłożył babeczki i wpatrywał się w swoje palce, uparcie unikając i odpowiedzi słownej, i kontaktu wzrokowego ze mną. Czyli to była prawda... tylko, dlaczego dzieci chciały odejść? Przecież miały tutaj wszystko, dobrą szkołę, ciepły dom, zawsze mają co jeść i mają nas. A co ich czeka tam na świecie? Zagrożenie zarówno ze strony helionów i innych, dziwnych demonów, jak i ludzi. Jeżeli ktoś się dowie, że Yuki tak samo jak Miki jest serafinem wody, na pewno zechcą jego krwi. Wiem, że nie wszyscy ludzie są tacy sami, ale znaczna większość nie zasługuje na anioły, w tym ja. Do czego tacy ludzie są zdolni, by zdobyć anielską krew? Mikiego już dzisiaj pobili tylko dlatego, że nie mógł przedłużyć życia umierającego człowieka. Ale że też nikt na to nie zareagował... pewnego dnia pokażę im wszystkim, jak należy traktować anioły, ale teraz muszę koniecznie porozmawiać z Yukim, ponieważ nie mogę zarówno jemu, jak i Emmie, pozwolić na taką wyprawę. Już wstałem z łóżka, ale zanim wykonałem jakikolwiek ruch, Mikleo złapał mnie za nadgarstek.
- Sorey, proszę, uspokój się, weź głęboki wdech... – zaczął, patrząc na mnie prosząco.
- Jestem bardzo spokojny, tylko nie mogę się zgodzić na ten pomysł, bo jest niewiarygodnie głupi – odpowiedziałem, nie do końca zgodnie z prawdą. Nie byłem ani trochę spokojny, byłem zły i to z dwóch powodów. Po pierwsze za to, że dowiedziałem się o tym dopiero po fakcie, a po drugie, że Yuki w ogóle wpadł na taki głupi pomysł.
Niewiele mi trzeba było, aby wyrwać się z uścisku Mikleo. Po drodze do pokoju Yuki’ego próbowałem się troszkę uspokoić, ponieważ wiedziałem, że silne emocje w niczym tu nie pomoże, ale było ciężko. Po tym porannym incydencie z Mikleo nadal czułem złość, która teraz została spotęgowana przez sytuację z Yukim... oby to tylko nie poszło źle. Zapukałem grzecznie do drzwi, odczekałem równie grzecznie na odpowiedź i dopiero wtedy wszedłem do pokoju. Wystarczyło jedno moje spojrzenie, by wiedzieć, że oni wiedzą, że ja wiem. W sumie, to nietrudno było się domyślić, w końcu przyszedłem do nich zaraz po ich rozmowie z Mikim.
- Więc mama ci powiedziała? – odezwał się w końcu Yuki, patrząc niepewnie na Emmę. Naprawdę jestem aż taki straszny, że wszyscy boją się na mnie patrzeć? Zaraz za mną przyszedł Miki, także lekko zestresowany i raczej wystraszony... o co im wszystkim chodzi, nie rozumiem.
- Tak. Zarówno o tym, ze jesteście razem, chociaż tego już od dłuższego czasu się tego domyślałem, jak i o tym, że chcecie wyruszyć na wyprawę. I na to drugie zgodzić się nie mogę – odpowiedziałem, brzmiąc na wyjątkowo spokojnego. Bardzo dobry początek, obym tylko tego nie zniszczył.
- Dlaczego? Mama opuściła dom, kiedy była w moim wieku. Ty też zacząłeś podróżować w bardzo młodym wieku, więc teraz najwyższa pora na nas – odparł, w całkiem bojowym nastroju. Przyznam, na jego słowa troszkę się zagotowałem, czemu on porównuje się do nas? My nie mieliśmy albo domu, albo kochających bliskich, więc nie mieliśmy wyboru, jak wyruszyć. A on? On ma wszystko, czego my nie mieliśmy, a nawet i więcej. Dlaczego miałby chcieć wyruszyć?
I tyle by było, jak chodzi o spokojną rozmowę. Niewiele minęło, jak oboje zaczęliśmy się kłócić. Mikleo próbował uspokoić mnie, Emma próbowała uspokoić Yuki’ego, ale to nic nie dawało. Ja miałem swoje racje, a mój syn swoje, i żadne z nas nie chciało odpuścić. Łatwo się było domyśleć, że w końcu jedno z nas powie coś, czego później będzie żałować i w tym przypadku oboje powiedzieliśmy o kilka słów za dużo.
- Nie jesteś naszym ojcem, by mówić nam co mamy robić – powiedział w końcu złości, co nie powiem, zabolało mnie mocno, ale też równie mocno mnie zezłościło.
- Skoro tak uważasz, to proszę bardzo, droga wolna, ale nie waż mi się tu później wracać – syknąłem, po czym wyszedłem z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami.
Wściekły jak osa skierowałem się do naszej sypialni, nie czując się najlepiej. Już wcześniej, podczas tej całej rozmowy czułem się źle, ciężko mi się oddychało, i jakoś tak trochę mnie bolała klatka piersiowa, ale nie przejmowałem się tym, ponieważ uważałem, że to zwyczajne zdenerwowanie. W końcu nieraz, kiedy byłem zdenerwowany jakoś bardzo, czułem się całkiem podobnie, tylko te objawy nie były aż takie silne, ale teraz... usiadłem na łóżku, ponieważ miałem wrażenie, że zaraz upadnę. Położyłem dłoń na swojej klatce, i wziąłem kilka głębokich oddechów, mając nadzieję, że ten ból zaraz minie, ale wręcz przeciwnie, on z sekundy na sekundę się pogłębiał...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz