Widząc ból wypisanym na twarzy męża, wyciągnąłem z szafki maść, pocierając ręce, starając się je troszeczkę rozgrzać, aby nie przerazić mojego męża, już i tak w domu jest zimno, najwyższa pora zacząć grzać, by uniknąć przeziębienia.
- Podnieś bluzkę - Poprosiłem, stając za nim gotowy do rozmasowania jego biednych mięśni.
Sorey na szczecie bez dyskusji zrobił to, o co go poprosiłem, wygląda na to, że naprawdę go boli, zaraz coś na to zaradzimy.
Masując spokojnie mięśnie męża, użyłem odrobiny mocy, pomagając jego mięśniom się odprężyć, pozbywając się nadmiernego bólu wywołanego przez złą pozycję podczas snu.
Teraz mi naprawdę głupio, to przeze mnie aż tak źle si czół, biedny więcej nie pozwolę mu tak spać.
- Lepiej? - Spytałem, kończąc masaż jego pleców i ramion.
- Zdecydowanie dużo lepiej - Przyznał, uśmiechając się do mnie ciepło, opuszczając koszulkę w dół.
Zadowolony z jego słów również się uśmiechnąłem, stawiając talerz z jedzeniem i kawą przed jego nosem.
- Jedz, a później idź jeszcze do łóżka widać, że się nie wyspałeś - Poprosiłem, mając nadzieję, że zrobi to bez gadania.
- Nie chce, nie możesz sam wszystkiego robić - Odparł, biorąc do ust kanapkę.
- A jeśli położę się razem z tobą? - Zapytałem, również chcąc odpocząć, w sumie tak jak i on byłem zmęczony, jednak nie obolały, dla tego myślę, że nam obojga, by się to przydało.
- Jeśli położysz się ze mną, to mogę to przemyśleć - Odpowiedział, a mi przyznam. Ulżyło, ze świadomością, że jednak odpocznie.
- Położę się - Obiecałem, siadając obok niego, dotrzymując mu towarzystwa, podczas posiłku jedząc wraz z nim, oddając mu mycie naczyń, na które się wręcz uparł, nie potrzebując kłótni z nim o tak naprawdę nic, jeśli to poprawi mu samopoczucie, niech sobie myje.
Oczywiście po umyciu, od razu zaciągnąłem go do łóżka, chcąc, aby odpoczął. Doskonale wiedząc, że bez mojej obecności nie zaśnie, a przecież o to chodziło mi najbardziej.
Leżąc przy jego boku, opuszkami palców krążyłem po jego ramieniu, usypiając go w ten sposób. Nie trwało to zbyt długo, kilka minut a Sorey już spokojnie spał tuląc mnie do siebie, bojąc się, że mu zniknę, gdy tylko nie będzie patrzył.
Dla jego spokojnego snu leżałem grzecznie przy jego boku, próbując nawet zasnąć, jednakże nie do końca mi to niestety wychodziło, no cóż, najwidoczniej mimo zmęczenia moje ciało było wypoczęte i nie chciało już spać, no cóż, trudno leżeć przy boku ukochanego również mogę nawet calutki dzień.
Coco, która, przez cały ten czas była z nami, rozłożyła się na klatce piersiowej mojego męża, tuż obok mojej twarzy mrucząc z widocznego zadowolenia, jak dobrze, że nie była w stanie obudzić Soreya, chciałbym, aby porządnie wypoczął przed wieczornym powrotem naszych pociech.
Sorey obudził się kilka godzin później, od razu mnie za to przepraszając, a dlaczego i po co? Sam nie wiem.
- Skarbie niczym się nie przejmuj mi tam się dobrze przy tobie leżało - Wyznałem, uśmiechając się ciepło.
- Miałem na celu dziś troszeczkę posprzątać - Odezwał się, ciężko przy tym wzdychając.
- Nie musisz, nikt od ciebie tego nie oczekuje, mamy czas dla siebie i trzeba z niego korzystać - Nachyliłem się nad nim, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Jak twoje biedne plecki? Bolą nie bolą? Mam je jeszcze wymasować? A może masz jeszcze siłę, się troszeczkę poprzytula - Uśmiechnąłem się zadziornie, nie chcąc do niczego zmuszać mojego męża, jednocześnie chcąc jeszcze troszeczkę nacieszyć się obecnością z moim ukochanym człowiekiem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz