Myśląc troszeczkę nad słowami mojej męża, wszedłem cicho do naszej sypialni, kładąc się na łóżku, obserwując syna, przy którym leżała Coco, widząc jednak mnie, wstała, rozciągnęła się leniwie, podchodząc bliżej, głośno mruczała, kładąc się przy mnie, chcąc abym ją głaskał, no cóż, jak mógłbym jej odmówić. I pomyśleć, że w momencie, gdy Sorey ją przyniósł, nie chciałem się do niej nawet zbliżać a teraz? Teraz jest moją małą przyjaciółką, z którą po prostu lubię przebywać.
Nie przestając głaskać kotki, położyłem głowę na poduszce, wpatrując się w syna jak w obrazek, wzrok odwracając, dopiero gdy drzwi do sypialni otworzyły się, a w ich progu stanął mój mąż z dwoma kubkami, ciekawe co dobrego tam ma.
- Gorącą czekoladą, na rozgrzanie i lepszy nastrój - Odezwał się, podchodząc bliżej, wręczając mi kubek z ciepłym i pięknie pachnącym napojem.
- Dziękuję - Uśmiechając się szczerze, wziąłem powoli do ust łyk ciepłej czekolady. - To jest pyszne - Przyznałem, na moment zapominając o problemach, ciesząc się z ciepłego pełnego słodkości napoju.
- Wiem i właśnie dla tego przygotowałem nam ją - Odpowiedział, jak zawsze o mnie dbając, i że ja jestem o niego zazdrosny? Przecież wiem, że mnie nie zostawi, a mimo to odczuwam zazdrość i nic nie mogę z nią zrobić, miłość jej poprostu nie da się pojąć. - Jesteś kochany - Mój nastrój od razu się zmienił, jak niewiele mi do szczęścia potrzeba, aby uśmiech pojawił się na moich ustach.
Sorey w odpowiedzi uśmiechnął się do mnie, a ja połączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Kocham cię - Wyszeptałem, opierając głowę na jego ramieniu, grzejąc dłonie za pomocą gorącego kubka.
- I ja ciebie kocham moja mała owieczko - Wyznał, całując mnie w czoło, nie do końca swój czyżby coś się stało? Może to moja wina? Wcale bym się nie zdziwił.
- Wszystko dobrze? - Zapytałem, odrobinkę zmartwiony tym jego spojrzeniem, znów zrobiłem coś nie tak i dla tego jest taki smutny? A może coś się za tym kryje, sam nie wiem.
- Oczywiście, że tak - Zapewnił mnie, ciepło się przy tym uśmiechając, a ja mimo to nie do końca mu w to wierzyłem.
- A może ty się źle czujesz? - Zadając to pytanie, położyłem dłoń na jego czole, dostrzegając to bijące od niego ciepło, coś mi się wydaje, że i on znów się zaraził, a ja sam będę musiał iść jutro do nauczycielki Misaki. Oby tylko mi się to wydawało lub do jutra mu przeszło, bo coś czuję, że znów będę miał wszystko i wszystkich na głowie.
- Nie, wręcz, przeciwnie czuję się całkiem dobrze - Odpowiedział, a ja mimo wszystko nie do końca mu uwierzyłem, gdyby tak było, jego czoło nie byłoby ciepłe, obawiam się, że za chwilę będę miał tu szpital.
- Masz gorączkę, a ona nie bierze się z niczego - Przypominałem mu, u Merlina też się tak zaczęło zwykła gorączka, a teraz biedny nam choruje.
- Nic mi nie będzie, jestem dorosłym i do tego silnym mężczyzną nie dam, poskłada się jakieś chorobie - Zapewnił, całując mnie w czoło bardzo pewny swego szkoda tylko, że pewność może mu w przeziębieniu ni wystarczyć.
- Mimo wszystko weźmiesz dziś gorącą kąpieli, zioła i położysz się wcześniej spać, to samo zrobię z Misaki, a jeśli to nie pomoże i jutro okaże się, że oboje jesteście chorzy, ja wszystkim się zajmę, a wy będziecie odpoczywać w łóżku - Zwracając się do męża, zaplanowałem sobie jutro calu dzień w razie, gdyby jednak coś ich złapało, najwyżej Sorey zostanie na chwilę z dziećmi, a ja rozmowie się z nauczycielką by on przeziębiony nie opuszczał domu.
<Pasterzyku? <3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz