Na jego słowa rzuciłem mu jedynie ostrzegawcze spojrzenie, nie chcąc się denerwować jeszcze bardziej a, że byłem zmęczony, to bardzo łatwo dało się zająć mi za skórę.
- Sieć gdzie siedzisz i nie kombinuj - Poprosiłem, troszeczkę ostrzejszym tonem doskonale wiedząc, że z moim mężem po prostu inaczej się nie da.
- Mam nic nie robić? Przecież nie możesz robić wszystkiego sam - A on znów swoje, dopiero wyszedł ze szpitala i już nie umie, usiedzieć na tyłku wiedziałem, że tak będzie po prostu wiedziałem i teraz mam jedno dodatkowe dziecko do niańczenia.
- Masz nic nie robić, zgadza się, odpoczywaj, bo dobrze wiesz, że musisz, a ja zajmę się wszystkim - Wyznałem zgodnie z prawdą, idąc do kuchni, gdzie miałem co robić, zapominając całkowicie o zmęczeniu, które mi właśnie doskwierało, aby ta noc, która nadejdzie, będzie spokojniejsza niż poprzednia.
Zajęty praca w kuchni zerknąłem co jakiś czas na męża, który grzecznie siedział na kanapie z Coco, nie ukrywając obrazy, no cóż, może się na mnie złościć, ile chce, a mimo to zdanie nie zmianie.
- Pójdziesz po Misaki? - Zapytałem, myśląc sobie, że córka będzie szczęśliwa, gdy tatuś ją odbierze, a i jemu przyda się jakieś zajęcie, plus spacer na pewno mu się w tej sytuacji przyda.
- Pójdę oczywiście, że pójdę - Już było widać zadowolenie na jego twarzy, humor uległ, zmianie a on jak mały szczęśliwy chłopiec zebrał się, idąc po swoją córeczkę. Oby tylko nic sobie nie zrobił, w końcu to mój mąż a on zawsze potrafi sobie coś głupiego zrobić nawet jeśli nie chce.
- Tylko uważaj... - Nie skończyłem, gdyż jego usta zamknęły moje usta namiętnym pocałunkiem.
- Tak wiem, uważaj na siebie.. Będę, nie jestem umierający - Wyznał, uśmiechając się ciepło, ostatni raz całując moje usta, zbierając się do wyjścia z domu.
Westchnąłem ciężko, podchodząc do okna, podążając za nim wzrokiem aż do momentu, gdy zniknął mi za drzewami.
No dobrze, mój mąż ma odebrać córkę, a ja skończę spokojnie przygotowywanie obiadu.
Zamyślony robiłem machinalnie obiad, nasłuchując dźwięków wydawanych przez syna, który czasem przybiegał do mnie, zwracając moją uwagę, przynosząc mi zabawki, chcąc się bawić, troszeczkę przeszkadzając mi przy obiedzie.
- Skarbie, daj mi skończyć obiad. Obiecuję, że później się z tobą pobawić - Poprosiłem, mój syn na moje szczęście kiwnął grzecznie głową, biegnąc do salonu.
- Tata - Zawołała, zwracając znów mój uwagę, szybko wrócili, jeszcze nie zdążyłem skończyć obiadu, no nic, chwilę jeszcze sobie poczekają.
- Już jesteśmy - Zawołał, wchodząc do kuchni razem z dziećmi. - I jak widzisz, żyje - Dodał, uśmiechając się do mnie.
- W porządku, poczekajcie jeszcze kilka minut, za chwilę obiad będzie gotowy - Odezwałem się, nie odrywając wzroku od ryby, którą przygotowywałem na patelni.
- Pomóc ci? - Sorey zamiast iść odpocząć od razu chciał mi pomóc, nie mogąc usiedzieć na tyłku.
- Tak, pobaw się z dziećmi - Nie pozwalając sobie pomóc, wygoniłem go do salonu razem z dziećmi, które na pewno dobrze go zajmą.
Obiad skończyłem dziesięć minut później, wołając wszystkich na obiad, witając się przy okazji z Yukim i Emmą, którzy wrócili już do domu.
- Tata już wrócił? - Spytał mnie zaskoczony. - Tak, wypisał się na własne żądanie - Wyjaśniłem, na co chłopiec kiwnął głową, chwilkę milcząc, nim podszedł do taty, mimo wstydu mówiąc.
- Przepraszam - Odezwał się, patrząc na tatę ze wstydem i zmartwieniem widocznym na twarzy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz