Czyli nie pamiętał i najwidoczniej nie wiedział o tym, że demon przejmuje nad nim kontrolę... trochę zdenerwowany zagryzłem dolną wargę, patrząc się w swoje dłonie i zastanawiając się, co takiego mu powiedzieć. Nie powinienem aż tak tego przeciągać, bo Mikleo najwidoczniej mi zaraz tutaj na zawał zejdzie, a ja prawdopodobnie wraz z nim.
- Mnie ani dzieciom nie, ale ta krew i ślady walki na twoim ciele mówią same za siebie – odparłem, w końcu podnosząc swój wzrok na męża.
- To weź mnie nie strasz, bałem się, że cię skrzywdziłem – odpowiedział Mikleo z pewną ulgą, której w ogóle nie rozumiałem. Dałem mu do zrozumienia, że mógł skrzywdzić kogoś innego, a on reaguje w ten sposób? Może niepotrzebnie się na niego denerwuję, teraz wiemy, że to nie on to robi, a demon. Znaczy, to na razie wiem tylko ja, ale Miki zaraz też będzie wiedział.
- Obawiam się, że kiedy znikasz na całe noce, kontrolę nad tobą przejmuje twój niechciany współlokator – wyjaśniłem mu, nie spuszczając z niego wzroku. – Widziałem go wczoraj, jak zniknąłeś w lesie.
Mikleo patrzył na mnie w szoku i milczeniu, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że o niczym nie wiedział. Pozwoliłem mu spokojnie przeanalizować to, co usłyszał, ja sam potrzebowałem chwili, aby to wszystko do mnie dotarło. W międzyczasie zrobiłem sobie kolejną kawę, bez której nie potrafiłbym dzisiaj funkcjonować. Na razie jeszcze nie było jakoś specjalnie źle, był dopiero ranek, co prawda późny, ale nadal ranek. Już się trochę rozbudziłem i śmiało mogłem stwierdzić, że lepiej dla mnie byłoby, gdybym nie szedł spać. Po tych dwóch godzinach wcale nie czułem się lepiej.
- Jesteś pewien? – spytał cicho, na co pokiwałem głową.
- Na co dzień nie masz ciemnych włosów, pazurów i rogów wyrastających z głowy – dodałem, biorąc łyk tej cudownej kawy, która trzyma mnie jeszcze w kupie.
- Mój Boże... – wymamrotał, siadając ciężko na krześle.
- Będziemy musieli jakoś zapobiec twoim nocnym eskapadom – odpowiedziałem, stawiając przed jego nosem gorącą czekoladę. Jakim byłbym partnerem, gdybym tylko sobie zrobił jakiś gorący napój na początek dnia? Beznadziejnym. I może nie jestem najlepszy, ale cały czas staram się, by właśnie takim być. I byłoby mi troszkę łatwiej, gdyby Miki mówił mi, co robię źle, a nie to w sobie ukrywał. – Wypij i połóż się jeszcze na chwilę, a później pomyślimy, co z tym zrobić.
- Nie jestem zmęczony, już wypocząłem. Jestem tylko troszkę spragniony – wyjaśnił, dopijając wodę, którą sobie wcześniej nalał. Właśnie, i to pragnienie, ciekawe, skąd je ma.
- Demon chyba zabrał cię do jakiejś karczmy, bo jak wróciłeś, trochę cuchnęło od ciebie piwem – wyjaśniłem, całując go w czubek głowy. – Boli cię głowa? – na to pytanie pokręcił przecząco głową. Tyle dobrego, to znaczyło, że nie wypił wiele. Albo że lepiej sobie radzi z tanim piwem niż dobrym winem. – Dasz radę zająć dziećmi przez jakąś godzinkę?
- Pewnie. Co chcesz zrobić? – zapytał, odwracając głowę w moją stronę.
- Ogarnę się szybko i pójdę porozmawiać z tą wiedźmą. Może też rozejrzę się za jakąś inną szkołą, rozmawiałem dzisiaj z Misaki i powiedziała mi, że nie będzie jej to przeszkadzać. A nie wydaje mi się to takim złym pomysłem, wątpię, że rozmowa z nią i dyrekcją coś da, i nawet jak zmienią jej nauczycielkę, to nadal może ją mijać na korytarzu – odpowiedziałem, biorąc kolejny łyk kawy. Skoro już wyzdrowiałem, chciałem jak najszybciej załatwić tą sprawę, bo ta baba naprawdę działała mi na nerwy, a rozmawiałem z nią tylko raz.
- Ta wiedźma nazywa się Risa – podpowiedział mi, chyba troszkę niezadowolony z tego, że już obrażam tę kobietę. Nie rozumiałem, dlaczego miałbym tego nie robić, ona nas obrażała kompletnie nie przejmując się tym, że jest pod naszym dachem i że jesteśmy tuż przed nią.
- Mniejsza z tym, i tak zapomnę. Na pewno dobrze się czujesz? W południe trzeba podać dziewczynkom zioła, rano już dostały. Merlinowi możesz dać, ale nie musisz, bo on temperatury nie ma już podwyższonej. Zwierzaki biegają po podwórku i jak chcesz, mogę je... – zacząłem wymieniać wszystko, co jest do zrobienia, ale nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ pocałunek Mikleo skutecznie mi to uniemożliwił.
- Spokojnie, dam sobie radę – odparł, uśmiechając się do mnie przeuroczo. Nadal nie byłem pewien, czy powinien zostać beze mnie, miał strasznie bladą cerę, wory pod oczami, przekrwione oczy... Może powinienem poczekać jeszcze dzień lub dwa, dopóki Mikleo nie odpocznie wystarczająco?
- Ale na pewno? Na sto procent? Bo mogę pójść do niej jutro, albo pojutrze, a dzisiaj się tobą zająć – odparłem, patrząc na niego uważnie i ze zmartwieniem. Nie wiadomo, co robił dzisiaj w nocy, może miał jeszcze jakieś rany, których nie dostrzegłem podczas kąpania go? Nie, lepiej jednak zostanę, dla jego i swojego dobra.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz