Na jego słowa od razu pokręciłem głową, nie chcąc absolutnie niczego jeść. Tą owsiankę w brzuchu utrzymałem, ale rosół...? Chociaż tak napić się takiego gorącego rosołku w kubeczku, to byłoby bardzo dobre, ale po czymś takim na pewno poszedłbym spać. Znowu. A spać nie mogłem, musiałem mu pomagać, w końcu wszystko było ze mną dobrze. Fakt, wcześniej upadłem, ale to dlatego, że trochę mi się zakręciło i jakoś tak poplątały mi się nogi no i stało się. Najważniejsze, że schody pokonałem, czyli taką największą przeszkodę, a to wielki progres.
- Po rosole poczujesz się lepiej... przyniosę ci trochę – odpowiedział Mikleo, jak zwykle uważając swoje i żyjąc w swoim świecie, oczywiście biorąc pod uwagę moje zdanie.
Nie zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, a męża już obok mnie nie było. Westchnąłem cicho, naciągając kołdrę na głowę, ponieważ znowu zaczęło mi być zimno. Chyba gorączka znowu mi wraca, co nie było dobrym znakiem, chciałbym w końcu trochę pomóc mężowi, który przy nas ma bardzo dużo roboty. Po prostu czuję, że muszę mu pomóc i że źle robię, jak tak tyle leżę. Chyba nie jest to do końca zdrowe myślenie, powinienem je zmienić, ale jakoś tak nie potrafiłem. Nie chciałem go stracić, co przecież było bardzo możliwe, ponieważ jest na tym świecie wielu ludzi lepszych ode mnie, więc aby go nie stracić, chciałem go wyręczyć we wszystkim, w czym tylko mogłem. Leżąc przykryty kocem i śpiąc w żaden sposób mu nie pomagam, więc automatycznie daję mu znać, że jestem beznadziejny i do niczego się nie nadaję.
Powoli zbierałem się do wstania, ponieważ powoli chciałem zejść znowu na dół i chociaż pomóc mu w sprzątaniu, ale w tym samym momencie mój mąż wrócił do pokoju. Na jego złowrogie spojrzenie od razu wróciłem do łóżka, czując się źle i to nie wiem, z to z jego powodu, czy to z powodu wracającej gorączki.
- Nawet nie chcę pytać, co próbowałeś zrobić – odparł, podchodząc do naszego łóżka i podając mi kubek pełen gorącego wywaru, który tak cudownie pachniał.
- Wstać, zejść i ci pomóc. Na pewno potrzebujesz w czymś pomocy, a ja od czegoś tutaj jestem – bąknąłem, biorąc pierwszy łyk. Mój Boże, jakie to było dobre, mógłbym to pić cały czas to i tylko to. Mój mąż jest prawdziwym cudotwórcą, bo dla mnie ten bulion to mały cud.
- Wiesz, jak mi możesz pomóc? Słuchając się mnie, leżąc w łóżku i wypoczywając. Aby mi pomagać, musisz być zdrowy, a aby być zdrowy, musisz wypoczywać – powiedział cierpliwie, jak do małego dziecka, ale i tak nie byłem do końca przekonany. Do czegoś na pewno bym mu się przydał, musi być coś, co mogę robić nawet w takim stanie. – Smakuje?
- Przepyszne – przyznałem, kończąc pić ten cudowny wywar. – Tylko jest jeden problem, znowu poszedłbym spać – dodałem, oddając pusty kubek.
- Więc idź spać, a ja się wszystkim zajmę. Później do ciebie zajrzę i też ci przyniosę rosół, ale z makaronem – wyznał, całując mnie w czoło.
- Ale ja nie chcę spać – bąknąłem, ale jak zwykle mój mąż mnie nie słuchać. Chwycił mnie za ramiona i zmusił do położenia się na materacu, a później siedział przy mnie tak długo, dopóki nie zmogło mnie zmęczenie.
Nie byłem pewien, po ilu godzinach się obudziłem, ale na zewnątrz było już ciemno. Nie obudziłem się sam z siebie, zrobił to nasz syn. Jego płacz docierał do moich uszu jak zza ściany, czyli znaczyło to, że znowu mam jakąś bardzo wysoką gorączkę. Podniosłem się niepewnie do siadu i zapaliłem świeczkę, rozglądając się dookoła. Mikleo nie było w pokoju, nie słyszałem też, aby wchodził na górę, może go nie było? Wiem, że nie miał dzisiaj iść na tą rozmowę z nauczycielką, ale może zmienił zdanie? Nie no, dałby mi raczej znać, gdyby gdzieś wychodził. Chyba, że poszedł uzupełnić zapasy ziół, bo przy czterech chorych osobach trochę ich schodzi. Powoli wstałem z łóżka i lekko się chwiejąc, podszedłem do łóżeczka naszego kochanego i jednocześnie bardzo irytującego szkraba.
- No już, co się dzieje? – spytałem, biorąc go powolutku na ręce. Tak samo jak ja, był rozpalony. – Wiem, jak się czujesz, cierpimy na to samo – wyszeptałem, ostrożnie go tuląc do siebie i próbując uspokoić. Jeżeli Mikleo za chwilę nie przyjdzie, to będę chyba musiał jakoś mu zbić temperaturę sam... nic trudnego, ale musiałbym zostawić go samego, jak będę ogarniać mu okłady. I nie wejść przypadkiem w ścianę, ponieważ zaczęło też świat trochę mi zaczął wirować.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz